poniedziałek, 28 listopada 2011

Szlachectwo zobowiązuje* (cz. II)


Zniknięcie wpisu o spotkaniu w Domu Kultury, to nie jedyny rzadki kleks w galotach Obsrywatora. Nie często się zdarza, żeby w internetowych wydaniach tygodników i gazet, za jaką Obsrywator chce uchodzić, wycinano opublikowane wcześniej artykuły. Powiedzmy wprost – w ogóle się nie zdarza. Czemu „Wprost”, „Polityka”, „Rzepa” i Wyborcza nie wycinają własnych publikacji? Powód jest dość prosty – najpierw myślimy, potem piszemy. My/Naczelna nie zna tej zasady lub tak jakoś nie za bardzo ją pojmuje. Więcej – „wolna prasa” (jedno z ulubionych powiedzonek Ori(Anki)) wcale nie jest znowu aż taka wolna. To jest „szybka prasa”. Ona szybciej pisze i mówi, niż myśli. A myśli zbiera powoli, czasem bardzo powoli. I gdy wreszcie już jednak je zbierze, galoty idą do prania (przeprasza), lub do wychodka. Nie ma gaci? – No to nie ma sprawy!
Sprawa jednak jest, a galoty uginają się od ponad pół roku. O ile wpis o Wioskach Kulturowych zniknął (by później jednak się pojawić) z przyczyn tak prozaicznych, że nawet nie chciało się Sapiesze o nich pisać, o tyle publikacja (artykuł?, felieton?, wpis w sztambuchu blogerki?) pomawiająca rodziców (w szczególności jedną panią), nauczycieli i szkołę w Ukcie o szerzenie nietolerancji na tle seksualnym, zniknął w czarnej dziurze latryny. Zniknął i już się nie odnalazł. Zniknął również suplement napisany kilka dni później. Że oba teksty kiedyś jednak były na stronie Obsrywatora, świadczy już tylko kilka trafień wwyszukiwarce. Jeśli się w któreś z nich wejdzie, to prowadzą do komentarza – świadectwa sprawy, której nie ma i… nie było?
Można się zastanawiać, co My/Naczelna w nim zmieniała  – literówki, czy ofiary napastliwego pomówienia, jeśli nie oszczerstwa?
Można się zastanawiać, czemu pod pierwszym z nich, chociaż powinien bulwersować i przecież Ori(Anka) kocha bulwersować, nie ma ani jednego komentarza? Nikt nie skomentował, czy nikt nie doczekał się opublikowania swojego wpisu?     
Pytać można właściwie w nieskończoność:
Skoro kuratorium oświaty rzeczywiście czyta naszego kochanego Obserwatora, to czemu w szkole nie poleciały głowy? Czy było w tej sprawie jakieś odgórne postępowanie wyjaśniające?
Co zrobił Komitet Rodzicielski ze swoją szefową i czemu ta „mama Dawida” uczy swe dziecko nietolerancji dla osób innej orientacji seksualnej? A tak w ogóle, to czemu uczy go przeklinać?
Na czym, zdaniem Naczelnej,  polega „inność pana i pani dyrektor”? Czemu ten pan jest zwykłym ignorantem i skandalicznie zamykał dzieciom oczy na dramat w Japonii?
Oto dwa kolejne kleksy.
Pierwszy:
Buju, buju stary c--ju Drukuj Email
0Share
Ocena użytkowników: / 3
SłabyŚwietny 
Głos Naczelnej
Wpisany przez naczelna   
wtorek, 22 marca 2011 19:06
 - Co to znaczy, mamo? - zapytał mnie mój sześcioletni syn Wojtek.
Wyjaśniłam, jak wszelkie tego typu pytania. Serio. Mam zwyczaj odpowiadać na wszelkie odlotowe pytania - o śmierć, o wulgaryzmy. Moje dziecko nie jest aniołkiem, ale odpowiedzi mu się należą.
- Chodzi o siusiak, nie wiem dlaczego, ale siusiak jest taką częścią ciała, która jakoś twoich kolegów strasznie rusza. Rozmawialiśmy o siusiaku, wiesz, do czego służy. Nie tylko do siusiania.
- Do dzieci też?
- Też. To jasne.
- Mój tata też miał siusiak?
- Jasne, że miał. Dlatego jesteś na świecie.
- Ale tata nie żyje, to skąd ja jestem?
- Jak się pojawiłeś, to jeszcze żył. Bardzo się kochaliśmy i stąd jesteś na świecie.
Pytanie, skąd wziął to „buju, buju...” spełzły na niczym. Wojtek jest od niemowlęctwa uczony, że donoszenie to największa z plag i tego robić nie można. W końcu wykrztusił, że chodzi o kolegę z klasy. Tego samego, który wywrzeszczał mu, że jest „ciotą”. O tym też była dłuższa rozmowa.
- Bo jemu chodziło o kucyk - wyjąkał Wojtek. Mój syn ma długie pasemko włosów - dla nas to coś bardzo ważnego - z tym pasemkiem się urodził, to pasemko głaskał jego nieżyjący ojciec. Dla nas to rodzaj pamiątki, z którą Wojtek mimo mojego namawiania nie chce się rozstać.
- Synku, mamy przyjaciół, którzy mają swoich partnerów. Jeśli pan chce żyć z panem, czy pani z panią, to ich sprawa. Znasz ich. Bardzo się kochają, są szczęśliwi. Twój kolega pewnie nie wie, co mówi. Rodzice tak go nauczyli i musisz się z tym pogodzić. To są nasi przyjaciele i ich wybory są naszymi wyborami. „Ciota” to wulgarne określenie naszych przyjaciół. Znasz Pawła i Marka. Znasz Asię i Lucynę. To nic złego. To życie.
 - To przewalisz szkołę - sensownie odpowiedział mój syn.
 Pewnie przewalę, bo mamą kolegi Wojtka, tego od ciot i buju buju jest szefowa komitetu rodzicielskiego, pani szalenie wierząca, podobnie jak ja nosząca różaniec na palcu. Mój różaniec- jestem agnostykiem – jest ostatnia pamiątką po Ojcu Wojtka, przypominająca mi o tym, że muszę zawsze być tolerancyjna. Tej tolerancji wymagam.
 Od mamy Dawida...
 Swoją drogą - skąd takie określenia?
...i od nauczycieli Wojtka.
 Anka Grzybowska
Poprawiony: wtorek, 22 marca 2011 20:55
 Drugi:
Buju, buju, stary c—ju - suplement Drukuj Email
Ocena użytkowników: / 1
SłabyŚwietny 
Wpisany przez naczelna   
środa, 23 marca 2011 16:17
Rano zadzwoniłam do dyrektorki szkoły Wojtka. Rozmawiałyśmy sensownie, dopóki pani dyrektor nie zajrzała na Obserwatora. Jak mniemam - była oburzona moim tekstem, podobnie jak kuratorium oświaty z Olsztyna, tylko, że oburzenie było z lekka niespójne. Kuratorium oburzyło się samym faktem, pani dyrektor tym, ze o tym napisałam. Kuratorium nie zawiadomiłam, bo i po co. Okazało się, że samo z siebie Obserwatora czyta. To miłe i za zainteresowanie naszą gminą serdecznie dziękujemy.
Nie mam zastrzeżeń do szkoły - takie sprawy się zdarzają i są na porządku dziennym. Jedno dziecko wygarnie drugiemu i już. Mnie rusza zupełnie co innego.
Rusza mnie ksenofobia - ta „ciota”. Rusza mnie słownictwo. Nie wiem, jak to wyjaśnić Synowi, który wokół siebie ma ludzi o innej orientacji seksualnej i jest w domu uczony tolerancji dla każdego. Poranna rozmowa z panią dyrektor nastroiła mnie bardzo fajnie. Kolejna rozmowa – przerwana z mojej winy, za co przepraszam- już gorzej.
Dzisiaj na szkolnym korytarzu spotkałam dwie młode damy - koleżanki z klasy mojego syna. Były zaniepokojone. Wybuchło coś w Japonii. Przy okazji zmieniania kapci przedyskutowałyśmy sprawę. Młode damy pytały o to, czy zginęły zwierzęta i dzieci, bo pan o tym nie mówił. Szkoda,że nie mówił, bo akurat wtedy, kiedy w Japonię uderzyło mordercze tsunami, przerabiali coś o wodzie, falach i wietrze. Błogie myślenie,ze dzieci o tsunami nie wiedzą, jest dowodem zwykłej ignorancji. Wiedzą, pytają. Zamykanie oczu na czyjś dramat jest skandaliczne.
Może gdyby dzieci wiedziały coś o „ciotach” łatwiej byłoby inność – inność pana i pani dyrektor - wyjaśnić. A może tę „inność” ludzi, którzy maja swoje domy, kochają, są szczęśliwi - zwyczajnie oswoić. "Inność" naszych Przyjaciół. Moich i mojego syna.
Mój syn - dziecko agnostyczki i szalenie wierzącego ojca - chodzi na religię. Tak to ustaliłyśmy z panią dyrektor i przyznam, ze tego wyboru nie żałuję. Kto jest ciekaw związków rodzinnych, niech wejdzie na Google i poczyta o dziadku mojego syna, Bogumile Studzińskim.
Bedę zawsze bronić praw mojego Syna. Będę zawsze go uczyć, że „inny” nie znaczy „gorszy”. Bedę z nim rozmawiać i o seksie, i o Bogu. Będę, bo jestem jego matką i mam obowiązek mówić i odpowiadać na pytania. Będziemy rozmawiali o homoseksualizmie i polityce. Mój Syn ma prawo wiedzieć i zadawać pytania.
A osoba szefowej komitetu rodzicielskiego jest mi tak samo obojętna, jak cały ten komitet.
Anka Grzybowska
Za rozłączenie się panią dyrektor serdecznie przepraszam. Powinnam porozmawiać, nie rzucać słuchawką.
ag
Poprawiony: środa, 23 marca 2011 19:13
 Komentarze (2)
1środa, 23 marca 2011 18:59
(...)
Tak, oczywiście, Kuratorium czyta obserwatora, taką stronę znaną już w całym województwie ... Tak samo jak jechała Pani pewnego razu na wywiad z Komendantem Powiatowym Policji którego do dziś nie przeczytaliśmy...
O żadnym wywiadzie z komendantem powiatowym nie wiem
2środa, 23 marca 2011 21:55
naczelna
Robiłam podobny tekst, ale akurat nie do Obserwatora.
Przepraszam za późne odblokowanie komentarza - nie zauważyłam.



 Oba teksty okraszone są taką dawką macierzyńskiej miłości, dobroci i troski (osobny temat), że przy czytaniu aż mdli. W obu wpisach tyle jest tolerancji i zrozumienia dla odmienności seksualnej i jej kochających się przyjaciół, że aż szczypią oczy przy czytaniu. Tyle wreszcie jest w nich prywatności autorki, że aż same poczynają rodzić się pytania – to publikacja wolnej prasy, czy pamiętnik ekshibicjonistki? Artykuł „kuriozalnie ekscentrycznej” dziennikarki, czy rojenia zaburzonej osobowości. Czym, do licha, jest Obserwator – gminnym archiwum X, czy prywatnym zakładem bez klamek?
Ostatnie pytanie brzmi tak: czemu usunęła oba artykuły – ze strachu, czy ze wstydu? Pisała o sobie wielokrotnie,  że nikogo właściwie się nie boi, więc pozostaje wstyd. Czego tu się jednak wstydzić, gdy teksty tak wiele wyjaśniają…
Pochwałę tolerancji kończy autorka wyznaniem, że ten pamiątkowy różaniec, który ona – agnostyczka zawsze nosi na palcu, jest po to, żeby ona sama zawsze była tolerancyjna. Ciekawe, czy gdy publikowała arcytolerancyjny tekst o Biedroniu, różaniec nie spadł z palca, a w gaciach Obsrywatora nie pojawił się kolejny rzadki kleksik? Pewnie nie, bo tekst napisał kolega, a Obserwator tylko go zamieścił.

32 komentarze:

  1. myli się Pani, Wyborcza.pl czy gazeta.pl nagminnie usuwa swoje artykuły http://forum.gazeta.pl/forum/w,34837,124746094,,BARDZO_PROSZE_O_POMOC_USUNIETY_ARTYKUL.html?v=2
    nie chce mi się więcej szukać ale czołowe, polskojęzyczne media dość często to praktykują proszę Pani

    OdpowiedzUsuń
  2. wychodzi na to iż pani z naczelnych czyta obsrywatora. To miłe

    OdpowiedzUsuń
  3. A jak usuwają te artykuły z gazet, które zostały wydrukowane?

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie wiem jak? Mowa tu jest o wersji internetowej. Nie ma (jeszcze) obserwatora w formie drukowanej.
    p.s. nie jestem z naczelnych i zastanawiam się zupełnie serio jaki ma Pani interes w pisaniu takich kocopołów? Proszę o przybliżenie choć trochę motywu powstania tych wpisów.

    OdpowiedzUsuń
  5. Może zatem warto poczekać na pierwsze drukowane wydanie obserwatora, można mieć nadzieję, że jego powstaniu będzie sprzyjało więcej niż dotychczas wysiłku intelektualnego i może autorka przypomni sobie co to jest etyka dziennikarska.

    OdpowiedzUsuń
  6. Mówiła to jej Pani kiedyś wprost? Przecież nie raz rozmawiałyście. Po co te wpisy? Czyżby blogosfera to miejsce dla ludzi bez dedykowanej etyki?

    OdpowiedzUsuń
  7. Czytelnik: Kocopoły powiadasz? Być może... ale w nich miejsca na głupotę nie ma? Mądre, ale poza gustem ubogich zmysłów. "Całą powierzchnią wracają się ku Tobie, a całym wnętrzem leżą odwrócone". Cieszmy się, że kocopoły są. Iście benedyktyńska robota w śledzeniu tropów naszej Najmądrzejszej, uzurpującej sobie prawo do rozstrzygania prawd i oddzielania gminnej i nagminnej głupoty od jej przeciwwagi.W końcu ukazujące jakim .... człowiekiem jest. Komu pozwalamy istnieć w naszej społeczności, dzięki nam samym? Ani to dziennikarz, ani reporterka, ot taki tam pismak o momentami zabawnym języku, o ile ktoś porusza się w takiej stylistyce i potrzebne mu są relacje wypaczone przez pryzmat umysłu autora. Tylko na Boga czemu od razu gazeta, czemu nie spoczęła na blogu. Tego co uprawia na swoją modłę i na swoją jedynie korzyść gazetą nazwać się nie da. Dlatego brawo za głos rozsądku i doskonałą przeciwwagę.

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie wiem kto jest adresatem pytania, ale wbijając się w kontekst odpowiem: Zaraz tam wprost. Nie każdy ma parcie na szkło. A napominać megalomanów, konieczne. Czy dziś wystarczy podać nazwisko, by uważać się za głos opiniotwórczy? To jest ta odwaga? Ta etyczna postawa?

    OdpowiedzUsuń
  9. Boicie się powrotu Gryciuka a ona może mu to ułatwi, w tym rzecz.

    OdpowiedzUsuń
  10. Ale teraz kto ona? Domniemana autorka blogu czy nasz gminna Anna S- G.

    OdpowiedzUsuń
  11. Szanowni Państwo,
    nie czytałam Państwa twórczości - mówiąc szczerze, mało mnie ona interesuje. Dziwi mnie jedno - dlaczego akurat Państwo zajęli się moją skromną osobą? Pani Danuto, Panie Krzysztofie - możecie mi Państwo to jakoś wyjaśnić? Nie rozumiem tego, tak jak nie rozumiem Państwa anonimowości. W Necie niczego nie da się ukryć, zwłaszcza, jeśli ma się profil na Facebooku. Proszę mi wierzyć - nie mam pretensji, chciałabym jedynie wiedzieć, co Państwo za to dostali i ile jestem warta. Ot - taki myk, za ile można sprzedać człowieka. Ile jest wart Państwa zdaniem? Tak szczerze i o sprawie zapomnę.

    pozdrawiam serdecznie

    Anka Grzybowska

    OdpowiedzUsuń
  12. Kolejna komfabulacja? Odpowiedź czemu ktoś się zajął Pani osobą jest w każdym wpisie. I cieszę się z tego. Otwarcie Pani powiem, że osobiście nie mam z tego żadnej korzyści, przyświeca mi jedynie obowiązek, od którego nikt nie jest wolny. Z głupotą trzeba walczyć. Ja wiem, że Pani nie widzi siebie tak jak my Panią widzimy, ale to już nie nasz problem. Pani wolno więcej niż nam. Niekorzystnych dla siebie wpisów Pani nie zamieszcza na swojej stronie i takie Pani prawo. Ale są tacy co nie będą Pani publiką. Jakkolwiek nie mam nic przeciwko, by być w opozycji i pokazywać prawdę, ale niech to będzie rzetelne i z klasą, bez tanich medialnych chwytów, bez poniżania ludzi za pomocą Pani ciętego języka, bez Pani parafraz i osobistych wycieczek. Od tego są blogi. Nie tworzy Pani gazety, tylko jak tu ktoś napisał - publiczną kloakę. Naprawdę zdaję sobię z tego sprawę, że nie rozumie Pani zarzutów. To Pani sposób na życie.

    OdpowiedzUsuń
  13. Obywatelski obowiązek bez odwagi podpisania się! Współczuję, naprawdę pomysłu tego "anonimowego" bloga. Ciekawe co burmistrz obiecał dla Kadzidłowa?

    OdpowiedzUsuń
  14. Uwaga Pani Anko !!!!!!!!!!!!!!!
    Przed wejściem na dzisiejszą sesję Rady Miejskiej Przewodniczący prawdopodobnie zarządził sprawdzenie stanu trzeżwości uczestników obrad.Proszę powstrzymać się z trunkami bo będzie kolejny obciach. Ps. Proszę powiadomić również Ircię.

    OdpowiedzUsuń
  15. Ot - taki myk. Za ile można kupić odrobinę skromności, nutkę refleksji i troszkę pokory?

    OdpowiedzUsuń
  16. Nie ma się czemu dziwić, droga pani Aniu, że stała się pani obiektem zainteresowania. Wszak bliźniemu trzeba pomagać, dbać, by kroczył drogą przyzwoitości - a przy okazji - nie zarażał swoją "rzetelnością" innych.

    OdpowiedzUsuń
  17. Znalazłem ciekawy adres z forum może warto i tam pisać. Zobaczymy czy właściciel nie będzie kasował postów. e-ruciane.pl

    OdpowiedzUsuń
  18. Bardzo proszę nie używac słowa dziennikarz w stosunku do każdego blogiera. Jest to uwłaczające zawodowi dziennikarskiemu. Stronę czy blog może mieć każdy w RP co nie oznacza, że od razu jest dziennikarzem. Gdyby tak było to 80% naszych rodaków posługujących się komputerem było by dziennikarzami. Prawo Prasowe precyzyjnie określa kto jest dziennikarzem i tego się trzymajmy. "Naczelna" - tego słowa też nie powinno sie używać chyba, że o zoologię chodzi. Może być naczelny lekarz, naczelny redaktor (tu już ustaliliśmy, że tak nie jest w przypadku A.G.), naczelny dyrektor itp. Tu jednak bym się tak bardzo nie czepiał, niech sobie będzie naczelną tylko czego? Rodzaj, już nie polemiki, tylko pomału przeradzającej się w pyskówkę choć dość wyszukanym językie zaczyna być poprostu nieciekawy. Widać że rozmawiają tu tylko dwie, może tzry osoby, a reszta ma z tego niezły ubaw. Zastanówcie się czy nie powinniście się spotkać na wódeczce (jak wnoszę z tekstów niektórzy ją lubią) i swoje żale wylać, a bródy wyprać. OPANOWANECZKO!!! Co do orientacji seksualnych to - nie lubię homo ale ich toleruję. To ich sprawa, ale syna trzymał bym od nich z daleka.To dobra rada, zapewniam.

    OdpowiedzUsuń
  19. http://www.konstancin.com/forum/read.php?7,3652,3652
    Cytat:
    A czy ktoś pamięta taką "dziennikarkę" A.Krysińską* i jej gazetkę -Reporter ? Było to pisemko wydawane na zamówienie polityczne (sponsorzy) przed którymiś wyborami. Po wyborach było po Reporterze. A i "dziennikarka" gdzieś zniknęła smiling smiley Ale to chyba lepiej dla Konstancina !
    *Krysińska, to poprzednie nazwisko naszej Naczelnej

    OdpowiedzUsuń
  20. Tak to było drzewiej opisywane przez samą zainteresowaną:

    "...Bunt o najwiekszy europejskie wysypisko smieci. To bylo kilka koszmarnych nocy. Byłam lokalną dziennikarką, nie mogło mnie tam zabraknąć. Sytuacja była dramatyczna - z jednej strony leśnej drogi "nurkowie", czyli ludzie szukający w śmieciach czego się da, najczęściej pijani i agresywni, po drugiej stronie protestujący przeciwko eksploatacji mieszkańcy, w podstawionym autobusie oficjele, którzy jakoś usiłowali to wszystko połapać do kupy, a miedzy nimi wszystkimi grupa mediacyjna Andrzeja Kraszewskiego. Niewiele brakowało, żeby dwie strony konfliktu starły się na środku drogi i wyjaśniły sobie swoje racje pałami.
    Jedziemy do siedziby gminy Góra Kalwaria, nastroje nerwowe i bojowe. Nagle wstaje facet, którego do tej pory nikt nie zauważa: - Nazywam się Wojciech Studziński, jestem członkiem zarządu powiatu piaseczyńskiego od spraw bezpieczeństwa. Macie pół godzimy na zdjęcie tego całego majdanu i zlikwidowanie blokad. Jak nie - wypuszczam oddziały prewencji. Wasz wybór. Zapadła cisza. Godzinę później barykady zniknęły..."

    Czy wtedy narodziła się miłość do rozwiązywania problemów za pomocą "oddziałów prewencji"? Eufemizm: to zwykłe ZOMO. W roku ubiegłym w Salonie24 padła propozycja, by współczesnych ZOMO-wców posłać na Krakowskie, mieli szturmować nie żadnego tam Tarasa, czy Niemca, alfonsa karanego za pobicie - ale tulipany i staruszków obok. Zdaniem autorki byli groźniejsi od wspominanych nurków. No bo w ogóle są groźni. Tak bardzo, że chyba przyjdzie nam wycofać zawodową armię z Afganistanu (na grzmota tam pojechaliśmy?), posłać tam te dwie ekipy - i po tygodniu nie ma ani jednego taliba!

    Manipulacja polega na tym, że każda "siłowa bzdura" natychmiast mieszana jest z z tekstem, o którym napisał ktoś tutaj, że ekshibicjonistyczny.

    Anonimowemu, który proponuje stronom pójście na wódkę i wypranie swych brudów podczas spotkania: co Waść chrzanisz? Historia, nawyki, poglądy i sposób działania się od tego zmienią? Lewaka czy autora (-rki) tego bloga?

    OdpowiedzUsuń
  21. Oświećcie mnie bo nie do końca kumam! Czyli co, że niby Naczelna w grupie "Nurków"?

    OdpowiedzUsuń
  22. "...Czyli co, że niby Naczelna w grupie "Nurków"?.."
    --
    He, he - dobre pytanie. To jest tekst oryginalny rzeczonej, wyszperany gdzieś w sieci. Proszę samej zainteresowanej, bywa tu, zapytać. Prywatnie sądzę, że nie, nurkiem raczej nie była, to zwolenniczka siłowych rozwiązań.

    OdpowiedzUsuń
  23. To ja dalej nie kumam; czyli co, była agresywnym ..."Nurkiem"? A czy pijanym?

    OdpowiedzUsuń
  24. "...To ja dalej nie kumam..."
    --
    Mój Boże - to już nic nie poradzę, tu trzeba chyba specjalisty... Albo: nauczyciela czytania ze zrozumieniem.

    OdpowiedzUsuń
  25. Czekam aż ktoś będzie mógł za kilka miesięcy napisać na jakimś ruciańsko-piskim forum czy innym blogu:

    "A czy ktoś pamięta taką "dziennikarkę" A.Grzybowską i jej gazetkę - "Obserwator"? Te komiczne hasełko "Jesteśmy nie do kupienia", szalenie błyskotliwe relacje, naszprycowane emocjami teksty? Przetrwało te pisemko jakiś rok. Potem "dziennikarka" gdzieś znikła. Ale to chyba lepiej dla Rucianego!"

    Pani Aniu, czekamy!

    OdpowiedzUsuń
  26. Nie każdy ma tyle szczęścia co Konstancin Jeziorna.

    OdpowiedzUsuń
  27. cieszę się, że tak piszecie/piszesz o niej - oznacza to, że jest skuteczna i macie pełne portki :D ha ha ha!

    OdpowiedzUsuń
  28. "...oznacza to, że jest skuteczna i macie pełne portki :D ha ha ha! ...
    ---
    O tak! Boimy się dniami i nocami! Zakupiliśmy nawet zestaw pampersów, by ulżyć tym, jak powiadasz, pełnym portkom. To istna Brudna Harriett czy inna siostra Harry'ego. Zdradź nam proszę jeszcze tylko detal: w czym mianowicie jest tak skuteczna? W fantazjowaniu? W imaginacjach? W wymyślaniu kolejnego wyrzuconego z gniazda jaja bocianiego, które wysiedziała miejscowa czarownica? Tak, było i o tym na Salonie24, zdaje się taki hołd złożony Nienackiemu i jego Skiroławkom. Cóż to za dziennikarska skuteczność, gdy liczba zrażonych, obrażonych, nie ufających, drwiących czy wręcz wrogich zbliża się do liczby wszystkich mieszkańców minus niemowlęta - i Ty, anonimowa zwolenniczko? Faktycznie: zjawisko. Jak to już ktoś tu powiedział - do domu bez klamek albo gruntownych badań psychoanalitycznych.

    OdpowiedzUsuń
  29. mówisz o autorce tego bloga? to ją chcesz wysyłać do Tworek? Czy co? Dlaczego jej tak nie lubią? za ten park?

    OdpowiedzUsuń
  30. Faktycznie, zachowuje sie pani Anna Grzybowska-Krysinska dziwnie. Jak w piosence zespolu BAJM "pojawiam sie i znikam, i znikam...". Od wrzesnia prowadzi inny blig "Obserwator regionalny" i dosc ciekawie opisuje nas, mieszkancow 5000 miasteczka,z cala zjadliwoscia i ponizeniem wszystkich, lacznie z notablami. Przeciez to w jej stylu. Ona jest ta wielka dziennikarka z W-wy, a my to plebs. Do nazwy obserwator jest widocznie bardzo przywiazana, a Konstancin faktycznie odetchnal z ulga po Jej ucieczce.

    OdpowiedzUsuń
  31. Vox populi, vox dei. Zdaje się, że ta Pani próbuje nas przekonać, że ona to vox dei.

    OdpowiedzUsuń
  32. http://voit.salon24.pl/

    ponad 260-ąt wpisów. obsmarowani wszyscy równo, od sąsiadów po leśników ,władze gminne, kler i kto się na oczy nawinął.
    Deklaracje polityczne wskazujące raczej, że jeśli miała coś kiedykolwiek z Sapiehami to raczej w grę wchodził tylko folwark i czworaki (beton lewicowy)

    OdpowiedzUsuń