Łżyj, lecz znajże miarę!
Aleksander Gribojedow
„Mądremu biada”
Kim z wykształcenia jest gminna Oriana Fallaci? Gdzie i jak rozwijała swój kunszt dziennikarki – odważne reportaże w przedszkolnej gazetce ściennej, czy w domu na słomiance nad łóżeczkiem? Nie wiemy. Z lekkością łykała, czy z mozołem wkuwała trzecią zwrotkę nowej piosenki o „My jesteśmy krasnoludkach”? Czy była grzeczną i miłą dziewczynką z warkoczykami, czy może pyskatą smarkulą w pretensjach? Nie wiemy nawet, czy (typowy dla maluchów) okres nieodróżniania faktów od fikcji i skłonność do konfabulacji przeszedł bez większych problemów. Zagadką pozostanie, czy charakteropatyczna skłonność do kłamstw, zmyślania i manipulacji, a w rezultacie do autodestrukcyjnego niszczenia wszelkich, nawiązywanych z takim trudem więzi emocjonalnych, wynika z przejawianych w dzieciństwie postaw antysocjalnych, czy może to… jakaś grubsza sprawa? Być może kanapa u psychoanalityka to za mało i w tym przypadku trzeba chemii?
Nic nie wiadomo o dzieciństwie Ori(Anki), lecz wypada jej życzyć, żeby wspominała je „po mickiewiczowsku”, jako – „sielskie, anielskie”.
Dopiero młodość musiała okazać się „górna i durna” skoro wiosną wyznała: „Usiłowałam skończyć najpierw Batorego, potem Traugutta, potem liceum w Piszu i w Szczytnie.” Mądrość ludowa mówiąca przysłowiem, że „do trzech razy sztuka”, w tym wypadku zawiodła. U osób wybitnych i niepoślednich prosta mądrość ludowa zawodzi notorycznie, a sztuka usiłowania ukończenia liceum może potrzebować czasami aż czterech kolejnych odsłon. Dopiero Szczytno nie odprawiło (nie odprawiło?) przyszłej Naczelnej z kwitkiem, tylko dało kwitek potwierdzający przejście trudnego egzaminu dojrzałości.
Nie lękajcie się! – taki na przykład Reymont (ten od „Chłopów”) zaliczył aż kilkanaście profesji (w tym krawiec, aktor i pomocnik ciecia), nim został literatem, a w końcu i noblistą. A pisarz Sienkiewicz (ten od Stasia i Nel) przez pewien czas sam był redaktorem naczelnym, nim sięgnął po główną nagrodę wynalazcy dynamitu. Nim jednak My/Anka/Naczelna da nam swoim Noblem pociechę, zapytajmy raz jeszcze retorycznie: czy nasza bohaterka skończyła szkołę średnią? Z pewnością, bo dalsze szczebelki kariery wymagały od niej tego kwitka.
Nie wiadomo, co było przyczyną aż tylu prób sięgnięcia po maturę. Może miała pod górkę? Może uwzięła się na przyszłą Ori(Ankę) jakaś stara małpa z dziennikiem? Możliwe też, że system kształcenia realnego socjalizmu nie poznawał się na szczególnym geniuszu dziecka i z koziej ławki wylewał je razem z kąpielą. Zamiast w trzech łykach pokonać Batorego, ślęczała jeszcze w ławkach Traugutta, Pisza i (słynnego kiedyś z browaru) Szczytna. W czasach, gdy w liceach nikomu jeszcze nie śniło się o dysgrafii, ADHD i chorobie szalonych krów, wielu świetnie się zapowiadających, lecz niepokornych i niepasujących do ram szkoły literatów, skazanych było na jedyną możliwą wówczas drogę samorealizacji – zjazd pod budkę z piwem.
Coś głębszego musi jednak być w tej niechęci do szkoły, skoro do dziś Naczelna nie może jej wybaczyć – wspomniany Ronkiewicz i podstawówka w Ukcie, przed którą nasza pociecha tak bardzo chce obronić własną pociechę, wysyłając ją do Mikołajek lub… Batorego. Jakiś uraz musiał pozostać i dziś słowo „szkoła” działa na My/Naczelną niczym tłusty giez na chudą krowę.
Za to Batory przeszedł do infantylnej legendy (ech, ta konfabulacja) i w pamięci Ori(Anki) rozrósł sie do archipelagu Wysp Szczęśliwych. Liceum im. Batorego taką ma renomę dla jej absolwentów (i zupełnie epizodycznych uczennic), że potrafią się skrzyknąć we wszystkich zakątkach świata. My/Naczelna wylądowała onegdaj z przyjaciółką na egzotycznej wyspie (My nie precyzuje, która z kozich wysp – Poliegos, Fuerteventura, czy Capri, była zwiedzana), gdzie zwiedzały knajpę. Jak to się czasem w knajpach zdarza (upał, muchy i ciepła lemoniada) kumpela nie wytrzymała tempa i zasłabła. A może to ta sałatka? Naczelna krzyczała, krzyczała i nic - w knajpie pełnej bezdusznych bydlaków, nikt nie zareagował. Wtedy Ori(Anka) zrobiła coś wprost genialnego – ryknęła na cały głos „Batory!”. Część gamoni rzuciła się do okien, podziwiać nasz transatlantyk, a jeden pan to nawet reanimował. Nie wiadomo, jak (dwa palce do gardła, czy wiadrem wody?), ale pewnie swojsko, bo on też był po Batorym. W bonusie dostały od starszego o 30 lat szkolnego kolegi jeszcze parę tygodni chaty. Bo „batorzaki” trzymają się razem.
Nauka z tego płynie taka:
– jeśli gdzieś, kiedyś w knajpie zacznie Wam się nagle hepać, pocznie Was mulić i dopadnie Was pijacka czkawka – nigdy nie krzyczcie „Ukta!”.
– jeśli czujecie w sobie przemożną wolę dania ryjem w niedojedzony bigos, a śledzikowa zakąska zacznie wypadać Wam nosem, to nim padniecie bez czucia pod stół – wymamroczcie choć jeden jedyny raz „p-a-t-o-r-y-y-y…”. Może pomoże.
Tym „Batorym” będzie My/Naczelna epatować każdego i od niego zaczynać autoprezentację. Jakkolwiek tam nie było z maturą Naczelnej, matura Naczelnej poprzedzała Naczelnej studia, a o swoich studiach My/Naczelna w październiku ubiegłego roku pisze tak:
Co więc mamy? Mamy antropologa kultury. No cóż – wprawdzie ta antropologia była na polonistyce, ale to właściwie nieistotnie. Nie ma się czego wstydzić i spokojnie można machnąć ręką – z polonistyką miała pani antropolog raptem tyle wspólnego, że musiała odwalić starocerkiewny i gramatykę opisową. Niech na jej korzyść świadczą te poprawki z fleksji i fonologii… No przecież to nie była Jej wina, że antropologia była na polonistyce!
Ciekawe, że za cztery miesiące (luty 2011r.) ta wstydliwie wypierana polonistyka stanie się powodem do przeskoczenia szczebelka na grzędzie:
Co więc mamy tym razem? Mamy podwójnego magistra (socjologa i antropologa kultury), a jak mamy jeszcze dobrą wolę (mamy?), to potrójnego, bo polonistykę też możemy sobie w to wliczyć. Proponuję, żeby tę wolę mieć, bo skoro musiała „odwalać starocerkiewny, gramatykę opisową i kilka innych rzeczy”, byłoby draństwem z naszej strony jej tego nie uznać! Anka/My/Naczelna jest socjolog, antropolog i „Pani od Polskiego”. Z takimi papierami już dawno powinna była zostać odpowiednio, za przeproszeniem, wykorzystana! Jeśli nie w gimnazjum i nie w liceum, to przynajmniej w Ukcie.
To nie wszystko. W połowie maja nasza Oriana znów podnosi sobie poprzeczkę:
Yyyesssss!! Nasza Fallaci maturę robiła w czterech krokach, magisteria w dwóch, a doktorat w jednej odsłonie. My, Ruciane-Nida, mamy swojego doktora! Żaden tam doktor od grypki, chrypki i wysypki, tylko poważny doktorat z socjologii. Pisz może nam nafiukać, Mikołajki mogą nam skoczyć, a w stronę Piecek nie chce nam się nawet zieeeewnąć… Ten doktorat z socjologii jest nasz wspólny i on się nam należał już od dawna. Ten doktorat może nie mieć oleju w głowie, piątej klepki i równo pod sufitem, ale ma ambicję i awansuje. Nasza kura – rekordzistka pokonała już wszystkie szczebelki na drabce i właśnie wlazła na dach kurnika. Podfrunie? Z Noblem pewnie trochę potrwa, ale cała Kwiatowa prosi pod choinkę o „doktora habilitowanego”.
* - Tytuł znów może być mylący. Oriana Fallaci była wybitną dziennikarką i intelektualistką.
Gdyby do tego jeszcze dodać zwierzenia Naczelnej z kosza podnośnika górującego nad Piasecznem, że jest przewodnikiem tatrzańskim i alpinistką, to można się zastanawiać, czy nie mamy tu do czynienia z czubkiem ?
OdpowiedzUsuńCo ma to wszystko znaczyć?! Pani Ania kłamie, że jest magistrem? Wolne żarty.
OdpowiedzUsuńBosko :)))
OdpowiedzUsuńDobre, dobre!
To można łatwo ustalic i nawet poszperałem sobie ;)
Tu jest adres ze wszystkimi pracami na socjologii:
www.is.uw.edu.pl/wp-content/uploads/mgrisuw1933-2004.pdf
Tu lista absolwentów, a pod spodem doktoraty.
http://www.is.uw.edu.pl/pl/instytut/dorobek-instytutu/absolwenci-is/
Wystarczy że nasza miss poda datę, tytuł pracy, albo nazwisko siódmego męża, bo jako panienka to raczej nie skończyła.
Wiem! Tak, syszalem... Ona też skończyła uczelnię w Kijowie.
Dobre. A ludziska myślą, że mają do czynienia z wybitną redaktorką, prawie wyrocznią. A tu cóż? Nie ma dyplomików? W jajo się zrobiło rucianiaków?
OdpowiedzUsuńRozumiem dlaczego po sesji tak broniła wyksztalcenia kijowskiego p. Dońca. Czyżby w podobny sposób " załatwiali " wykształcenie ?
OdpowiedzUsuńJak się okazało Naczelna-Orianna nie tylko opowiada bajki ale również je pisze. Z jakim skutkiem? mizernym: bez ładu, składu i morału jak to w bajkach bywa. Jedno jest pewne, przed pisaniem używa czegoś mocnego, gdyż na trzeźwo takich głupot wymyślić się nie da ;)Jednak wcale nie martwi mnie, że przed wzięciem do ręki pióra zalewa robaka ale wkurwia mnie gdy z zalanym robakiem siada za fajerą!!!:(
OdpowiedzUsuńU nas w gminie to już chyba w krew wszystkim weszło żeby sobie tytuły dopisywać. Kiedyś ten co sam w referendum został odwołany Jaśko Anzul też sobie mgr przed nazwiskiem pisał. I tacy teraz jak Ori(Anka)czy Jaśko śmią wygłaszać mowy do ludu. Ale ludzie teraz bardziej uczeni niż myślą.
OdpowiedzUsuńDrogi loczku! Do autora lub autorów (my-burmistrz ewentualnie) tego bloga. Śmierdzi stąd niemiłosiernie. Czytając to nie podrastacie jej do pięt stylem - fakt czasami tam babka koloryzuje i wychodzi na nieraz na czuba przez to ale różnica jest kolosalna. Tu piszą czuby tchórze (poza Pomichem, który jest wyjątkiem po tej stronie) a tam pisze jeden czub, który chociaż podpisać się pod każdym swoim tekstem potrafi z imienia i nazwiska. Wy - tego nigdy nie zrobicie, bo jesteście jak te szczury!
OdpowiedzUsuńto co tu piszecie my-władza coś mówi mieszkańcom, że kobita załazi mocno komuś za skórę
OdpowiedzUsuńMam totalnie w dupie kto to pisze; my-władza, my-Leszek Marek, czy my-Edziu Antoś. Problem jest taki, że ta istota ma bujną fantazję, buja w obłokach i jeździ na dwóch gazach. Nie życzę Ci mój przedmówco, żeby zabrała po pijaku na maskę samochodu kogoś z Twojej najbliższej rodziny, bo wtedy nie Leszek, nie Marek ani Edziu Nepomucyn tylko rowero-mobil, trzoda chlewna i patron pijaków bedą Ci pocieszycielem ;-)
OdpowiedzUsuńok, loczku
OdpowiedzUsuńA ja tam myślę, że ona ma ADHD.
OdpowiedzUsuńTo wstyd naśmiewać się z chorej kobiety. To już dawno wiadomo że nie ukończyła żadnych studiów, że ma zaledwie maturę (?). Jest chora psychicznie i już, cierpi na manię prześladowczą, wymyśla sobie tytuły itp, Najgorsze to, że robi wiele nieodwracalnej szkody niewinnym ludziom. Jeździ po pijaku ale na szczęście odebrała jej policja prawko. Szkoda synka. Powinna się opieka społeczna panią A zainteresować
OdpowiedzUsuńWreście Ktoś prawdę napisał,chwała za to,może łgara w końcu się opamięta!
OdpowiedzUsuńTa kobieta jest chora. Trzeba jej pomocy udzielić, na odwyk wysłać, psy zabrać i do schroniska oddać bo najpierw swoje kupy pozjadają potem siebie albo domowników.dobrze, że ruciańscy Policjanci jej prawo jazdy zabrali bo tragicznie by się te jej jazdy któregoś dnia zakończyły. Niech wszyscy mieszkańcy gminy złożą się na rakietę i niech naczelna na księżycu gazetę wydaje. O dzięki to systko.
OdpowiedzUsuńBlogierka za 2 zł,szkoda tylko dziecka,powinni jej odebrać i umieścić w rodzinie zastępczej,to że naciąga ludzi na pieniądze,kłamie,oszukuje ludzi,wmawiając że jest niby dziennikarką i stwarza niebezpieczeństwo wypuszczając swoje głodne i groźne kundle bez opieki,które wciąż stwarzają zagrożenie to nic w porównaniu z tym że normalni i coś znaczący ludzie wierzą w jej bzdury,bo inaczej nazwać tych herezji nie można
OdpowiedzUsuńi Wy ludzie jutro w kościele będziecie pod nosem szeptać: "pokój nam wszystkim"?
OdpowiedzUsuńPamiętajcie, że dobro jest dobrem i zawsze zwycięży! Wszelkie ciemne sprawy się mszczą a to co tu robicie jest złem.
złem jest to co "naczelna " pisze proszę sobie przeczytać wcześniejsze jej komentarze w poprzednim jej blogu .Salon24.voit jak opisywała,czy raczej szkalowała tutejszą ludność.Mało kto wie o jej blogach,jest ich nie mało,mając sama na sumieniu wiele występków.
OdpowiedzUsuńnie mi oceniać co jest dobrem a co złem. Powtarzam, opamiętajcie się!
OdpowiedzUsuńtest komenta
OdpowiedzUsuńTekst na blogu"dychalokator" o naszej ukochanej Naczelnej:
OdpowiedzUsuńczwartek, 17 listopada 2011
Fortuna czym się tuczy? A może: toczy…?
Najpierw szalała w Salonie24 jako Voit. Szczerze mówiąc nieco dzisiaj żałuję, że obnażaniu pisywanych przez tę autorkę bzdur poświęciłem tyle czasu i atramentu. Z drugiej jednak strony aż tak bardzo mi tego nie szkoda: w końcu wyniosła się het, na… Mazury. I już jako Anna G. założyła coś, co nosi nazwę Obserwator Piski. Ogłosiła w nim całkowitą nieprzekupność, transparentność działań i uczciwość w opisywaniu rzeczy i zdarzeń. Wątpiłem w prawdziwość tej deklaracji. Tym bardziej, że niemal dokładnie tego dnia, w którym ukazało się pierwsze wydanie Obserwatora pojawili się takoż ludzie opisujący niedoskonałość działania ”pani redaktorki”. Niektórzy twierdzili wręcz, że krótki wzrok to nie tylko kwestia wady wrodzonej, raczej pewnego kłopotliwego nałogu, nazwijmy go delikatnie „syndromem smakosza”.
Dzisiaj przeczytałem informację: kontrola policyjna wykazała we krwi zatrzymanej 1 promil alkoholu. I pomyślałem, że nie będę się pastwił nad ofiarą nowymi słowy, przywołam po prostu tekst, jaki zamieściłem w Salonie 24 w roku 2010. Oto on: