czwartek, 1 grudnia 2011

Dziennikarski hardcore czyli smrodek i padło na rozum


Naczelna lubi bajki, przypowieści i aluzje. Spróbujmy się wspiąć do jej poziomu. Jest taki brodaty dowcip, który kompletnie przepadł w mrokach niepamięci:
Przychodzi baba do lekarza i mówi:
- Panie Doktorze. Nic mnie nie boli, nic mi nie dolega i na nic się nie uskarżam.
- No to czego chce? – odpowiada dobrotliwie doktor.
- Chodzi o to, – odpowiada baba zniżając głos – że co innego czytam, a co innego widzę.
- Pani… - doktor rozejrzał się trwożnie po gabinecie – Z tym to nie do mnie, tylko do Służby Bezpieczeństwa.
Dowcip przepadł, bo w ogóle nie był śmieszny. Owszem, miał swoją alegoryczną treść, miał przez długie lata swój polityczny sens, ale był też kompletnie nieśmieszny.

Czym jest kadzidłowski zwierzyniec – powodem do rozpierającej dumy, czy raczej zaczerwienionego wstydu? Promocyjnym feromonem gminy, czy może raczej jej repelentem?
Park u wielu budzi mieszane uczucia i wywołuje co jakiś czas na różnych forach dyskusje. Jedni chwalą sobie możliwość zobaczenia w jednym miejscu jeleni, ptaszków i rysia, gdy wrażliwsi sarkają na chaos, fetor i obsługę. Jednych park przyciągnął już kilka razy, inni zarzekają się, że już nigdy w życiu. Można się spierać.
Obok głównego nurtu dyskusji rozważać można wątek oboczny – turyści śmiecą i siusiają, samochody parkują i blokują, a handlarze handlują i handlują. Jeśli przyszło komuś żyć nieopodal, to po roku może zacząć go z lekka trafiać szlak, po pięciu jest już chory, a po dziesięciu? Po dziesięciu będzie chciał uciec w jasną cholerę, lub imał się każdego sposobu, żeby całe to cholerstwo zamknąć w cholerę. Można zrozumieć.
Można nawet rozważać park w odniesieniu do spraw wyższej natury. Na jedną szalę położyć pytanie, czy godzi się zamykać w klatkach zwierzęta ludziom na pokaz?, a na drugą, skąd, jeśli nie z biletów, brać pieniądze na program np. reintrodukcji rysia? Co człowiek, to głowa, a co głowa, to odpowiedź.
Specem od odpowiedzi jest nasza niezrównana i jeśli zadaniem dziennikarza jest służba społeczeństwu i państwu (art. 10 ust. 1 jej ulubionej ustawy), to niezrównana jest wręcz służbistką. Można powiedzieć, że służy służalczo społeczeństwu i państwu. A właściwie Państwu, bo do Państwa pisze najchętniej.  
„Reklamowy hardcor, czyli smród i padłe łanie” jest tekstem niezwykłym. Nierzetelność i brak dziennikarskiego obiektywizmu dziennikarki to jedno, lecz nasilenie czarnego PR-u i złej woli autorki (choć przecież cały obsrywator nimi ocieka), nigdzie indziej nie znalazło się w takiej ilości, w tak mało nośnej sprawie. Mało nośnej, ponieważ obsrać osobę, knajpę, szkołę to już standard, lecz obsrać cały park?! To musiała być naprawdę trzewia wyrywająca laksacja.
Wpierw ustalmy, przynajmniej w przybliżeniu, czas i miejsce akcji,– tekst opublikowała 23-go maja i pisze w nim, że „kilka tygodni temu”. Ile to jest kilka? Wychodzi, że park został nawiedzony przez wyrocznię na okoliczność długiego weekendu z okazji 1, 2 i 3-go maja.  Tak więc na święta bierze Naczelna synka (to ważny szczegół!) i zajeżdża do parku po atrakcje. Co tam widzi? Nawet nie próbujmy sami tego opisać. 

„Wejście do Parku jest tragiczne - w starym koniowozie właściciel składuje śmieci, obok stoi jakaś straszna blaszana buda z małą gastronomią. W budzie nie ma wody, a mimo to jedzenie sprzedają tam w najlepsze, podobnie jak po drugiej stronie parkingu w zadziwiającej szopie, przykrytej korą. Nieopodal piętrzy się jakiś chrust i stos drewna z rozbiórki, pełnego wystających gwoździ. Brudno, z lasu cuchnie. Dwie Toi-toiki raczej nie wystarczą setkom turystów odwiedzających Park, poza tym odstraszają od nich skutecznie smród i tabuny much. Obrazu dopełnia wzdęte truchło jakiegoś jelenia, leżące na wybiegu.”

Zanotujmy dla porządku, co dziennikarka zobaczyła, co wywąchała, i co nie umknęło jej fotograficznej pamięci: śmieci w koniowodzie, stos rozbiórkowego drewna z gwoździami, brud, smród (tego nie zobaczyła, ale wierzymy), zadziwiającą szopę, dwa sracze, tabuny much i padlinę na wybiegu. Sporo. Co dalej? 

„Obchodzę stosy śmieci, starając sobie nie wyobrażać personelu tutejszej jadłodajni, korzystającego z Toi-toi i zaraz potem niemytymi rękoma nakładającego jedzenie turystom. Obok mnie, za rozpadającym się płotkiem z jakiś patyków młoda dziewczyna karmi dziecko siedząc w kucki na ziemi: „Usiadłabym gdzieś - mówi - ale tu nic nie ma, a na tamtej ławce coś chyba się rozlało, bo śmierdzi.” Ławka - jedyna - faktycznie jest brudna jak nieszczęście, poza tym siadanie na niej grozi śmiercią lub kalectwem.”

Znów sięgnijmy po ołóweczek i zanotujmy: stosy śmieci, rozpadający się płotek, matkę – karmicielkę i brudną ławkę, z którą było chyba coś nie tak, groziła jej śmiercią lub kalectwem. Zanotujmy też, że Naczelna rozmawiała z matką – karmiciel… Stop, stop, stop! Jeśli ma być rzetelnie, to zanotować możemy jedynie, że tu jest skrót, bo jakoś tak ni z gruchy, ni z pietruchy karmicielka zza płotu z patyków sama się wyrywa z informacją, że nie ma na czym karmić. Widzimy, bośmy wrażliwi i wyobraźnię mamy, jak matka łka, dziecina kwili, a czysta i niegroźna ławka jest kompletnie nieobecna. Troszkę dłużej niż chwilę zajmuje nam wyobrażenie sobie, jak wygląda karmienie dziecka z jednoczesnym siedzeniem w kucki na ziemi, ale niech tam. Obleci. Nie traćmy czasu i skoro Naczelna podchodzi, to i my podejdźmy:

„Podchodzę do przewodniczki kolejnej wycieczki: „Wygląda to strasznie, ale mamy w planach Park... No reklamują to miejsce, dzieci zwierzaki zobaczą, tyle tylko, że tu jest strasznie drogo... Za woreczek karmy 15 złotych plus bilety. Za te pieniądze powinni chociaż trochę tu sprzątnąć.””

Zanotujmy, że Naczelna widzi, że przewodniczka widzi, że wygląda to strasznie  i jest strasznie (drogo). Dalej jest zmiana dekoracji, lecz również pousiłujmy sobie wraz z przewodniczką po parku:

Usiłuje jakoś dostać się do oberży Pod Psem, ale wjazd na parking zastawia autobus, który nie zmieścił się na małym parkingu Parku. Objeżdżam teren żeby dojechać od zaplecza, ale na drodze staje mi jakiś młody człowiek, który każe mi natychmiast zawrócić bo jestem na... terenie prywatnym. Kompletny absurd, bo droga jest gminna. Krótka pyskówka z młodym człowiekiem nic nie daje, ale na szczęście autobus odjechał i ładuję się na parking Oberży. „Tu są przezabawne historie - opowiada Danuta Worobiec - Ludzie myślą, że u nas jest dyrekcja Parku - nasłuchamy się za wszystkie czasy. Jadą do nas na obiad, nie maja gdzie stanąć to stają na tym parkingu Parku, a tam każą im kupić bilet. Potem przychodzą do nas na obiad z biletami w garści, bo są pewni, że to nasz pomysł.”

Nie ma co notować, bo niby co – pyskówkę? Pyskówki Naczelnej, to jej prywatna i pewnie namiętna słabość. Jest duża i ma prawo do przyjemności. Ewentualnie zanotujmy to, że jedna ze stron mówi dziennikarce, jak sprawy między sąsiadami stoją.  Teraz popatrzy na pejzaż okularami naczelnej:

„Teren Parku jest ogromny, mimo to handlarze wszelkiego typu chłamem w rodzaju drewnianych siekier i urokliwych plastikowych jednorożców przylepionych na supergluta do styropianowej podstawki, okupują pobocze. Dlaczego nie handlują w Parku? Bo drogo - właściciel liczy sobie za każdy kramik słoną cenę. Szkoda - można byłoby tam zrobić jakiś fajny, miejscowy jarmark z miodem, nalewkami, serem czy chlebem. Zamiast tego mamy śmietnik.”
            
 Notujemy: chłam (na poboczu, bo w parku drogo), czyli śmietnik. Notujemy również, że w tym miejscu powinien być jarmark z miodem itd.

„Pytam mojego sześcioletniego syna, co zapamiętał z niedawnej wycieczki do Kadzidłowa. Muzeum, a w nim dziwną pralkę, maszynę do szycia, piec jak z Jasia i Małgosi... Pytam o zwierzaki. Buzia wykrzywia się w podkówkę i już wiem, co zaraz usłyszę: „Mama, tam był nieżywy jeleń z dziurą w brzuchu! - zawył mój syn – Jego zjadło!” Traf chciał, ze kilka tygodni temu chciałam mojemu synowi zrobić frajdę i wybrałam się na wycieczkę do Parku. Pod płotem leżała zdechła łania, napoczęta przez leśne zwierzęta. Frajda przerodziła się w koszmar, a Wojtkowi kilka kolejnych nocy śniły się rozbebeszone zwierzęta.”

I skrobiemy ołóweczkiem,  że chłopiec zapamiętał fajne: pralkę, maszynę i piec, a niefajne: „…nieżywy jeleń z dziura w brzuchu!”, a jego mama zdechłą łanię i koszmar. Na koniec Naczelną napada refleksyjny namysł podsumowania:

„Nie chciałabym mieszkać w pobliżu Parku z tym smrodem, padłymi zwierzętami i architektonicznym... Bezhołowiem? To chyba zbyt delikatne określenie. Z bajzlem i smrodem, tak będzie lepiej. Park Dzikich Zwierząt w Kadzidłowie to antyreklama gminy. Szkoda i zwierząt, i reklamy. Wątpię, żeby ktoś chciał przyjechać tam ponownie. Ja postaram się, zeby moj syn wiecej tej makabry nie oglądał.”

A my naskrobmy sobie jeszcze: smród, padłe zwierzęta (zrobiła się Jej liczba mnoga) i architektoniczne bezhołowie, które lepiej nazwać bajzlem. Park to antyreklama, makabra i Jej nóżka i ma się rozumieć, że Jej dziecka też, nigdy więcej tam nie stanie. Tyle. Koniec tekstu.
Prawda, że ładny? Można byłoby głupio zapytać, czy tekst jest tendencyjny, ale nie imajmy się prostych chwytów. Zapytajmy tak:
Gdzie to zamieszczono – na blogu, czy na łamach gazety internetowej?
Kto go napisał – bloger z żyłką obsrywacza, czy bezstronny dziennikarz w służbie prawdy?
Zapytajmy jeszcze tak – skoro tekst zamieszczono w dziale „Interwencje”, to kto interweniował i na czyją interwencję ten tekst powstał? Albo to była interwencja, albo „…chciałam mojemu synowi zrobić frajdę i wybrałam się na wycieczkę do Parku.”
Co robi w tekście syn, prócz potwierdzania poglądów mamusi? Co robi, jeśli nie reklamuje kogoś tą pralką, maszyną i piecem? To akurat mam w nosie, lecz czy nie nazbyt często My/Naczelna rozpina nad swoją biedną głową  parasol z synka?
Zapytajmy już prawie na koniec – skoro mamy tylu świadków potwierdzających tę nędzę parku, to gdzie w tekście występuje dr. Krzywiński ze swoimi racjami lub ktoś w jego imieniu? 
Na koniec zachowajmy się już zupełnie bezczelnie – tu jest ten artykuł. W artykule są zdjęcia. Na którym z nich widać padłą łanię, hałdy śmieci i deski z gwoździami? Rozumiem, że nasz wrażliwiec oszczędził wszystkim widoku truposza, który śnił się dziecięciu, bo matka musiała interweniować. No to może chociaż tę groźną ławkę? Jeśli co innego czytam, a co innego widzę, to do lekarza, czy na SB? Chyba do lekarza…  

34 komentarze:

  1. Super się to czyta. Gratuluję pomysłu i proszę o więcej. Jest to w zgodzie z moimi odczuciami jak czytam panią z naczelnych. Ma ogromną i wybujałą fantazję oraz wyolbrzymianie zdarzeń. Kiedyś czytałem na jej blogu o stanie wojennym to po prostu zgroza jak można takie głupoty i kłamstwa wypisywać o rosyjskim wojsku stacjonujacym w Szerokim Borze i z chwilą ogłoszenia stanu wojennego wojsko to podobno ruszyło w czołgach tylko na kogo????

    OdpowiedzUsuń
  2. Autorze – Autorko! Wpis z kategorii „Trochę dobry”. Ale zacząć muszę chyba od tego, że piękny byłby świat, gdybyśmy po jednej stronie stali my, z gruntu dobrzy i ze szczerymi intencjami – po drugiej oni, czarne podniebienia, takież dusze, parszywe charaktery. Niestety jak wiedzą już dzieci nie jest tak. A propos dzieci: Grzybowska w swoim opisie użyła nieznośnej maniery, w której dziecko swą rzekomą niewinnością dobija, potwierdza rację matki. Nie pierwszy i pewnie nie ostatni raz. Kiedyś jej potomek wyraził w w jednym z tekstów mamusi pochwałę systemu kartkowego. Uważam wręcz, że miejscowa izba skarbowa winna jej to dziecko wysoko opodatkować – używa go przecież jako narzędzia w swej pracy. Tak, dla mnie to równie obrzydliwe, jak wykorzystywanie dzieciaków w reklamach biura turystycznego TUI, jest ostatnio taka reklama w telewizorach.

    Ale co z meritum? Co z Kadzidłowem? Pozwolę sobie wyrazić swoją opinię: i ja dawno nie widziałem podobnego bardaku. Wspominasz coś o jakimś doktorze. On daje przyzwolenie na to wszystko? Poważnie? To u was praw nie stanowi miejscowa społeczność, prawa te nie są zapisane w jakichś kodeksach czy przepisach – ale oznajmia je urbi et orbi a to doktor, a to weterynarz?

    Ceny i pazerność miejscowych… Od lat dzieje się w Państwa okolicy tak, że miast myśleć o stworzeniu całorocznych miejsc pracy dzielna ludność kombinuje jak by tu w sezonie ogolić przyjezdnych na tyle skutecznie, by móc przeżyć resztę roku. Krótko mówiąc ja, mieszczuch, mam pogodzić się z myślą, że podczas urlopu winienem wydać tyle kasy, by jakiś Mietek czy inna Andzia w listopadzie czy lutym leżeli do góry wentylami, bo nachapali się dostatecznie w sezonie? A niby kuźba z jakiej racji? Przyjmie wreszcie ktoś do wiadomości, że ludność dużych miast nie zajmuje się wyłącznie ręczną produkcją banknotów?

    No i problem relacji dużych miast, ze szczególnym uwzględnieniem jak powiadają „warszawki” i terenów atrakcyjnych turystycznie… Powiem tak: warszawka w znacznej części już dzisiaj składa się z was właśnie! Dwa tygodnie w podwarszawskim Wołominie w wynajętej kwaterze – i już wasze dzieci wrzeszczą „ w moim mieście…” Strzelać nazwiskami?

    Wiem: to tylko jedna strona medalu. Jest i tak, że tzw. „miastowi” szkodzą temu terenowi bardziej, niż najazd Hunów. Niszczą naturalne więzi międzyludzkie, panoszą się bez z umiaru, ćwiczą na waszym terenie wszystkie możliwe przekręty. Tylko warszawka? Ależ skąd! Wasi miejscowi bogacze pochodzą z całego kraju. Jest Gdańsk, Nowy Dwór Mazowiecki, cała mapa Kurpiów. Dano ostatnio zgodę na budowanie jakiejś drogi gminnej, która w istocie ma prowadzić do kolonii domków zamiejscowych potentatów, więcej tego u Mundka Pomichowskiego. I co? Marsjanie was do tego zmusili? Przecież jest rzeczą jasną, że ktoś dał się przekupić…

    OdpowiedzUsuń
  3. Czy ta Pani na zdjęciu to ta sprawiedliwa z Obserwatora ? O Boże !!!!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Do Anonima z Wielkiego Miasta.
    Pazerność nasza jest zaiste ogromna. A co z waszą pazernością?

    OdpowiedzUsuń
  5. Gdybym była łanią, tez bym padła na ten widok.

    OdpowiedzUsuń
  6. I ta Pani trzech mężów miała! Przepraszam, mężów dwóch, a ostatniego partnera. Każda potwora znajdzie swego amatora.

    OdpowiedzUsuń
  7. W Kadzidłowie byłam latem tego roku z mężem leśnikiem i dzieckiem. Oprócz tego, że parę razy wdepnęliśmy w zwierzęce odchody (o co pretensji nie mamy, bo wiedzieliśmy gdzie idziemy) niczego gorszącego nie zauważyliśmy. Przy miejskich cenach za chociażby bilet do kina, czy miejskiego zoo, nie mówiąc o piwie w knajpie, cena 18 zł za wjazd, naprawdę nie jest wygórowana. Aha i zaparkowaliśmy bez problemu mimo, że byliśmy w środku sezonu. Przyjemność stania w odległości kilku cm od łosia i wilka jest nieoceniona. I taka moja uwaga, jeśli chce się chociaż trochę być obiektywnym w ocenie, a powinno się chcieć skoro się art. zamieszcza w lokalnej gazecie, to wypadałoby przed napisaniem relacji odwiedzić dane miejsce chociażby po trzykroć.

    OdpowiedzUsuń
  8. Do Anonima z Wielkiego Miasta.
    Pazerność nasza jest zaiste ogromna. A co z waszą pazernością?
    ----
    No jak to co? Jest KOSMICZNIE WIELKA! Na rogatkach mamy poustawiane specjalne dywizje, łapią głównie tych na rejestracjach NIL - i pastwią się nad niewinnymi. Słowem, czynem, grabieżą, co tam komu do tego wielkomiejskiego łba przyjdzie. Wysysamy z was wszystkie soki. Zabieramy z Rucianego kostkę brukową i świeże powietrze w worach, uwieczniamy nadjeziorne pejzaże i skrycie wywozimy w bagażnikach naszych luksusowych terenowych aut. Degenerujemy was przywożąc na wczasy nie żony, lecz kochanki, wiem, męska część zwija się z zazdrości, żeńska zatraca się w pogardzie. Pijemy u was wódkę, zresztą przywożoną ze sobą, ceny w knajpach macie z kosmosu, więc się nie dziwcie. Siusiamy po lasach (i nie tylko), rzucamy pety gdzie popadnie, hałasujemy po nocy i domagamy się wiecznego podziwu. To duża praca, prawda?

    Po czym wracamy do swych jam na kolejne jedenaście i pół miesiąca - i kombinujemy co by tu jeszcze wam zabrać. Macie na składzie jakieś dziewice? OK, rozumiem, to już w przyrodzie nigdzie nie występuje. To może chociaż zręcznych linoskoków? Też nie, szkoda... Dlatego ze złości postanowiliście ogłosić autonomię Mazur. Nie będziecie już z nami współpracować - tylko z Rosjanami, Niemcami i Litwinami. Nie? A co jest w statucie mrągowskiej bandy autonomistów? Jaki przybrali herb? Pewnej dywizji Wehrmachtu i niemieckich rewizjonistów, proszę się dokładnie przyjrzeć. I co, myślicie, że to będą lepsi klienci?

    A tak wprost: paście się dalej nienawiścią do miast, w których zamieszkalibyście choćby jutro. Niestety jak to się mówi grzechy nie puszczają... Grodźcie lasy i urządzajcie w nich przydrożne płatne parkingi. Podniecajcie się komentarzem, że 18 zł za wjazd to nie jest drogo (idiotka!). I czekajcie, aż ta znienawidzona stonka wreszcie do was przyjedzie - bo bez niej kicha, głód, smród i zgrzytanie zębów. Lewacy tylko czekają na wzniecenie podobnych animozji.
    Anonimowy Wielkomiejski

    OdpowiedzUsuń
  9. Wie Pan co, nie muszę już Pana nazywać, bo sam się Pan określił. Może założy Pan Własnego bloga, proszę, bo my tu nie o tym, nie o tym.
    Jak dla PAna 18 zeta za wejście do Parku to za dużo, to proponuję w swoim mieście zasilać przybytki, tak by i Pan był zadowolony, a my w tej głuszy już na pewni nie ucierpimy. Idioto! A jednak, nie przemogłem tej chęci.

    OdpowiedzUsuń
  10. Do Wielkomiejskiego?!???
    A z jakiegoż to dużego miasta Pan pochodzi. Czyżby z Kolna?

    OdpowiedzUsuń
  11. Mieszczuchu -
    Proponuję wakacje na Antarktydzie. Tam wszystko za darmo.

    OdpowiedzUsuń
  12. A czy widział ktoś domostwo PANI ANI? Ja tak z ciekawości, bo ja nietutejsza jestem. Taka więcej porządnicka, czy wręcz przeciwnie?

    OdpowiedzUsuń
  13. Hipotetycznie pytam hipotetycznego idiotę, zbieżność nazwi przypadkowa.
    Gdybyście idioto założyli taki Park, to ile byście brali za bilet?
    Gdybyście mieli kwatery prywatne, to pewnie chcielibyście w nich nocować za 25 zł za noc z dostępem do kuchni, z łazienką w pokoju, TV, netem i harmonogramem rozrywek. DObrze by było, gdyby jeszcze gospodarze mieli kajaki i łódkę, bo że grill i miejsce na ognisko, to rzecz oczywista. I najlepiej jakby wszystko było w cenie noclegu. Jeśli się uda ubić targu, bo są takie kwatery, to wówczas Pan z miasta nawiezie konserw, słoików z pulpetami, weźmie ze dwoje dzieci, jedno niemowle, bo za takie się nie płaci, drugie do lat 7 i wciśnie gospodarzom że ma 5 i też utarguje zysk, by potem z całą rodziną mógł żyć pełną gębą na koszt gospodarzy. Będzie się kąpaaaaał, jakby miesiąc się nie mył, a niemowlęciu ciuszki będzie prał co dzień i jeszcze oczekiwałby, że wszyscy będą w pas się kłaniać i wdzięczni będą za ten grosz litościwie wypłacony. A niech gospodarz ma! NIech na tę zimę i te czarne listopady nazbiera. BO co, bo Mazury to bieda, ano bieda Panie. NIe znaczy to jednak, że jak ktoś ma pomysł na biznes, to ma do niego dokładać. Jedźcie Idioto (hipotetyczny) do Zakopanego i spróbujcie tak na krzywy ryj się powczasować. A co nie stać Was?

    OdpowiedzUsuń
  14. "...Jak dla PAna 18 zeta za wejście do Parku to za dużo, to proponuję w swoim mieście zasilać przybytki, tak by i Pan był zadowolony, a my w tej głuszy już na pewni nie ucierpimy. Idioto! A jednak, nie przemogłem tej chęci..."
    -----
    No dobra, rzeczywiście pora na wyniesienie się. Ale na koniec kilka pytań: rzeczywiście nie cierpicie w tej głuszy? Odnoszę wręcz przeciwne wrażenie. Taż żrecie się aż wióry lecą. 18 złotych to po dzisiejszym kursie jakieś 4,5 euro, albo jak kto woli ponad 6 dolarów. No po prostu taniocha! Działaj tak dalej, koleżko miły, działaj, ktoś cię w końcu kopnie w zadek - albo po prostu oleje - i będziesz dalej żył z marzeń i zwidów, że zaraz nadjedzie bogaty Niemiec. Albo zarażony gruźlicą i Hivem mieszkaniec strefy Kaliningradu (bo tam tych przypadłości najwięcej, nie wierzysz - sprawdź). Nie będę się już więcej dokładał, nie ma jak widzę sensu. Na koniec tyle, że niestety Kolno to moje marzenie z Serocka rodem. Wakacje na Antarktydzie polecam polecającym: jak wiadomo same tam dla was zalety, gorzała zimna i kobiety nie spocone. Baj!

    OdpowiedzUsuń
  15. No i jednego mniej. Uch...Aż żal, że się takiemu dał człowiek sprowokować. Współczuję partnerce.

    OdpowiedzUsuń
  16. Czy to nie jakiś kolega Mundka w wersji soft?

    OdpowiedzUsuń
  17. No w każdym razie na pewno jest z PIS-u.

    OdpowiedzUsuń
  18. Proszę! Jak w obronie sąsiadów stanęła? A jak trzeba było donos na park zwierząt do nadzoru budowlanego nasmarować to jej nawet rączka nie zadrżała .... tacy to sąsiedzi spod zdechłego psa!

    OdpowiedzUsuń
  19. Te osiemnaście złotych to i dużo i mało. Zależy od punkyu siedzenia. 18 zł to 1/2 litra wódeczki lub też co najmniej 6 piwek (w porywach 8 jeśli z Biedronki). Dla innych to tylko 4,5 euro niby nie wiele, ale w euro nie zarabiamy. Coś Wam się drodzy dyskutanci blogowi porobiło, po co te "idiota" czy "idiotka". Nie lepiej pogadać konstruktywnie, grzcznie z kulturką? W Kadzidłowie idealnie nie jest - FAKT, tanio też nie - FAKT ale jak sie komuś nie podoba to niech tam nie jedzie i już.

    OdpowiedzUsuń
  20. czy ta pani z papierosem to ta z naczelnych? Jeśli tak to nie dziwi mnie ten przydomek " z naczelnych"

    OdpowiedzUsuń
  21. Jak patrzę na ten profil to wypisz, wymaluj - Pithecanthropus erectus. Magister antropologii rozumie o czym piszę?

    OdpowiedzUsuń
  22. Anna mówi-
    nie czytałam Państwa twórczości - mówiąc szczerze, mało mnie ona interesuje

    ...i zamieszcza zdjęcie w najnowszych wypocinach.
    A swoją drogą, to zrobiła Wam niezłą reklamę.

    OdpowiedzUsuń
  23. I jeszcze pisze, moja przyjaciółka natrafiła na takie oto moje zdjęcie. Oj kłamczuszka, kłamczuszka...

    OdpowiedzUsuń
  24. Ciągle podkreśla,że ma papierosa w zębach. Czyżby w końcu jakaś wstawka? Ostatnio miała w uzębieniu widoczne braki.

    OdpowiedzUsuń
  25. Zadziwiające, że wpis na obserwatorze Pani Ani Krasińskiej Sapiechy Grzybowskiej, czy jakoś tak, o papierosie w zębach był w ciągu zaledwie 30 min poprawiany 4 razy, jak nie 5. Czy wszystkie jej wpisy mają taką dynamiczną obróbkę? Skoro w tak błahej sprawie targają nią emocje, co z rzeczami poważniejszymi? Zawsze tak pisze zanim pomyśli, daje sobie nie za długi czas na namysł i znowu pisze? Ot kobieta. z ambicją by istnieć. Niebezpieczna mieszanka.

    OdpowiedzUsuń
  26. Dziś rano poprawiła go ponownie. Tym razem wpis wzbogacił się o informację, że zdjęcie znalazło się na "jednym z uroczych blogów". To chyba szybka reakcja na komentarze z Obsrywatora. Gratuluję refleksu!

    OdpowiedzUsuń
  27. Jejku, jak ta blogierka Anna ciągle pali to wyobrażam sobie jak u niej w domu śmierdzi no i synek jest już pewnie nałogowym palaczem. Szkoda dzieciaka.

    OdpowiedzUsuń
  28. Jaki jest adres tego obserwatora o którym tyle gadania. Szukałam w internecie i pojawia mi się jakaś reklamowa strona do sprzedania, a podobno ten wasz obserwator nie jest do kupienia ( w co nie wierzę bo wszystko jest do kupienia, tylko zależy za ile)

    OdpowiedzUsuń
  29. "Nie cztam Państwa twórczości - mówiąc szczerze mało mnie ona interesuje..." to cytat z pani "a". Mówiąc szczerze to nieładnie tak traktować swoich czytelników. Może jednak czegoś by się pani "a" z tej "twórczości" jednak nauczyła czy dowiedziała. Żaden "dziennikarz" by tak do swoich czytelników nie napisał - że ma ich w nosie - bo każdy dziennikarz ich szanuje ponieważ z nich żyje. Świadczy to o niskiej kulturze, niedouczeniu i braku tzw. kindersztuby oraz zapatrzeniu w siebie. Wstyd pani blogierko "a". Jestem jednak pewien, że pani "a" czyta jednak bo czasem zabiera głos więc jak to jest? Czy blogierka jest blagierką? Chyba tak. Więcej niech pani myśli pani "a" i po zastanowieniu dopiero swoje myśli przelewa na bloga...

    OdpowiedzUsuń
  30. blogierka A.G. nie jest i nigdy nie była dziennikarką może by i chciała może i ma polot do pisania ale jej styl mitomanii i wyolbrzymiania wszystkiego a także gonitwa za sensacją dyskwalifikuje ją w oczach wielu którzy zaglądają na obserwatora...sporo faktów opisanych na tym blogu też już sprawdziłem i potwierdzam... tu nie ma ściemy... pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  31. http://voit.salon24.pl/

    ponad 260-ąt wpisów. obsmarowani wszyscy równo, od sąsiadów po leśników ,władze gminne, kler i kto się na oczy nawinął.
    Deklaracje polityczne wskazujące raczej, że jeśli miała coś kiedykolwiek z Sapiehami to raczej w grę wchodził tylko folwark i czworaki (beton lewicowy)

    OdpowiedzUsuń
  32. Zdjęcie przecudnej urody z tym petem w gębie,ciekawe czy piersiówka jest w kieszeni.

    OdpowiedzUsuń
  33. Tą intrygantkę nagrały kamery biedronki, jak próbowała wynieść zupkę w słoiczku schowaną do torebki. Ochrona wezwała policję. Obejrzano zapis i rozpoznano naczelną. Pojechali do Wojnowa przedstawić jej zarzut. Będzie kolejna sprawa, albo wniosek o samoukaranie. Pierwsza sprawa za jazdę po pijanemu..

    OdpowiedzUsuń
  34. Nawet szanujący się dziennikarz nie pozwoli, by go jakiś bezimienny tuman obrzucał błotem, gdzie słowo skur czy kur..jest bardzo delikatnym.Dlatego takiego faceta-tkę trzeba wycinać tuż przy zadku albo go potraktować tak jak na to zasługuje.Nie my stworzyliśmy regułę, że najlepszą obroną jest atak.W każdej sytuacji.Na wojnie też najpierw jest atak ale potem kontratak.Nic w tym dziwnego.Prawo do obrony godności ma każdy.Nawet szewc z Bąbelkowa

    OdpowiedzUsuń