niedziela, 15 września 2013

Niedosyt


   Co z tą Naczelną? Jest już po tych swoich wakacjach, czy wciąż przy kiełbasie i rabatkach? Jakiś czas temu Naczelna ogłosili, że poszukują mieszkania. U ludzi zwyczajnych anons, byłby jakiś taki banalnie pospolity, np.:
„Samotna (ew. stanu wolnego),
spokojna (ew. niekonfliktowa),
zamiłowana domatorka (ew. od zawsze bez pracy),
bez zwierząt (ew.” kociara” + łyse szczury),
bez nałogów (ew. oj, może czasem troszku ten-tego…),
wypłacalna (ew. … – jakieś sugestie?)
chętnie zaopiekuje się mieszkaniem. Może być umeblowany pustostan z pełną lodówą i opłaconą Neostradą”
   U osób niezwykłych anons musi być niezwykły:
Razem z synem (…) szukam mieszkania do wynajęcia przynajmniej na dwa lata.”
   Z anonsu wynika więc, że wraz z Naczelną, mieszkania poszukuje Ich syn (biedne dziecko), co, w kontekście tylu Naczelnej opowieści o partnerskich układach w domu, wydaje się zupełnie zrozumiałe. Anegdota mówi, że Mark Twain, na którego Naczelna raz już się powoływali (a propos doniesień o Ich przedwczesnej śmierci), zobaczywszy w pewnej księdze hotelowej wpis „Lord Hilmy, z kamerdynerem”, miał ponoć wpisać się do niej jako „Mark Twain z walizką”. Tak więc Naczelna z synem (zapewne też z walizką lecz bez kamerdynera) poszukują chałupy, niewielkiego mieszkania (lub domu) „razem z synem”. Partnerskie układy w rodzinie Naczelnej były przez Nich objaśniane tyle razy, że niczyjego zdumienia nie powinno budzić, iż poszukują go na spółę. Zdumienie budzić może dopiero fakt, że mieszkania nie poszukują… Naczelnej zwierzaki! Wniosków wysnuć z tego można co najmniej trzy:
  1. W tej wzorcowej rodzinie, zwierzaki nie są partnerami,
  2. Zwierzakom dobrze tam, gdzie teraz są (gdzie one teraz są?),
  3. Zwierzakom wisi to wszystko i powiewa.  
   Jeszcze większe zdumienie wywołać może fakt, że Naczelna nie przyozdobili swojego artykułu (nie zapominajmy, że to wciąż gazeta!) żadnym komentarzem. Nikt nic Im nie zaproponował, nikt nic nie doradził, ani nikt nawet nie skomentował dramatycznego wołania o taki mały help?! Kreatywny znak drogowy przyniósł trzy komentarze, środek z wieprza – komentarzy pięć, a zaproszenie do Pisza – komentarzy osiem. Fakt, że arystokrację Naczelna mają w dupie, sprowokował aż dziesięć komentarzy, a Lombard w Piszu – 11! Wszyscy zamilkli, co marne świadectwo wystawia panegirystom dziennikarskiego talentu Ori(Anki) i cmokierom społecznej misji Obserwatora. Naprawdę głupio, że tak wrażliwy na cudzą krzywdę p. Edmund, nie zaproponował swojej strzechy nad głową choćby na jeden głupi miesiąc, rok, czy dwa swojej „głupawej marionetce”.
   Stąd (być może) ta Jej ciągła absencja na własnych niezłomnych łamach i ostatni laksacjnie rozwodniony ostrzał wiadomych pozycji? Ledwie tylko wspomniane wybory uzupełniające, trupy w wodzie (ona chyba to lubi) i wypadek pod Wiktorią. Jakaś droga w Osiniaku i wspomnienie własnych publikacji jako okazja do polizania się to własnych…, jakaś promenada, co się zbędnie świeci i Co dalej z ruiną?, pyta Naczelna kandydatów na nowego radnego, jakby ci mieli coś do gadania. Słabo. Słabo i mizerota. W stosunku do tego, co było drzewiej, a za co wszyscy ją kochamy, Naczelna, pomimo ciągłego zalogowania, to obraz nędzy i rozpaczy – przy czym, nie wiadomo, na nędzę w tej sytuacji, czy rozpacz, stawiać akcent.
   Jest jednak coś, co sądząc po komentarzach (1 (słownie: pięć)) albo umknęło uwadze czytelników, albo ich nie rusza, albo jeszcze zupełne inne albo – nie przeszło przez bramkę komentarzy. Ten poważny artykuł to, uwaga!, Wygrana Pomichowskiego. Gratulując mimochodem wygranemu wygranej, skupmy się na erudycji i warsztacie dziennikarza, bo to przecież (nie Pomichowski) jest źródłem wszystkich uciech, frajd i przyjemnostek na tym blogu.
   Przeczytajmy go wraz z Naczelną, a Batory, antropologia i socjologiczny doktorat autorki…, no tak…, na nic się tu nie przydadzą. Nic to, czytajmy:
Edmund Pomichowski wygrał z gminą! Samorządowe Kolegium Odwoławcze uchyliło decyzję o nałożeniu na Pomichowskiego podatku. Gmina nie ma już żadnych możliwości odwołania.” – krzyczy czerwony lead Naczelnej, a my znów rozbierzmy tekst autorki (a rozum przy okazji sam się rozłoży) na części składowe:
1.      Pomichowski wygrał (zaznaczmy to sobie)  z gminą!
2.      SKO uchyliło decyzję (zaznaczmy to sobie)  o nałożeniu na niego jakiegoś podatku.
3.      Gmina nie ma już żadnej (zaznaczmy to sobie) możliwości odwołania.
Jeśli lead jest takim jakby streszczeniem artykułu i ewentualną zachętą zaciekawionych do przeczytania całości, to (zaznaczmy) właśnie zostaliśmy zachęceni i zaciekawieni.
   Z treści wynika, że urząd wojuje z dziennikarzem społecznym od trzech lat. Walczy z nim, jak tylko może, czyli wszelkimi metodami. Jedną z metod są podatki, bo dziennikarz z 25-letnim stażem prowadził jakoby działalność gospodarczą. No i ta gmina nałożyła podatek za 5 lat wstecz i jeszcze za rok bieżący. A chodzi o to, że dziennikarz, którego publikacjami posiłkowała się Rzeczpospolita, wcale tej działalności nie prowadził.
Co zrobił dziennikarz? Dziennikarz, który zdrowie i urodę poświęcił na ujawnianie gminnych afer, odwołał się do SKO i, jak Naczelna piszą, „sprawę wygrał w całości”. Decyzję o nałożeniu podatku, którą (uwaga, bo to musi być ważne!) podpisał sam wiceburmistrz Stecka, SKO uznało za bezprawną i dodatkowo (uwaga, bo to pewnie jest nie mniej ważne!) zamknęło gminie tryb odwoławczy.
   
   Potem jest wypowiedź samego dziennikarza, który cieszy się ze świetnej wiadomości. On (jak sam o sobie mówi – schorowany ale mający odwagę pisać o tym, co tu się dzieje, człowiek) jest ścigany właśnie za to, że ma odwagę pisać o tym, co tu się dzieje, a różne takie te… palacze, nie są (ścigani). O różnych takich tych… chlorach, śmieciarzach i tartakowych złodziejach, czy innych kukiełkach, dziennikarz społeczny tu nie wspomina, ale bo po co, skoro ta gmina to kabaret. Są u nas równi i równiejsi? – pyta, niczym jakiś rzymski retor nasz dziennikarz społeczny. I gdzie w tym wszystkim prawo? – dodaje ten prawy człowiek.
   Koniec wieńczy dzieło, a Naczelna kończą je tak:
„Jedyną drogą prawną, jaka pozostała naszym samorządowcom jest odwołanie się od wyroku SKO do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego.”
   Pana Mundka sobie odpuśćmy, tak jak mi niech będzie odpuszczone, że dodałam uwagi o dziennikarzu społecznym, jego stażu („w branży” byłoby już tych lat 28), czy poświęconej przez niego na ujawnianie gminnych afer urodzie. Odpuśćmy sobie.
   Nie odpuszczajmy jednak Naczelnej, która pisze, że Pomichowski wygrał z gminą. Panią doktór od socjologii należałoby zapytać, co to znaczy „wygrał”? Sądził się? Sądził w SKO? Nawet pobieżna lektura internetu wskazuje, że Samorządowe Kolegium Odwoławcze, to nie jest organ sądowniczy, tylko organ administracji państwowej. Gdyby faktycznie Naczelna była kiedyś panią radną w tym swoim Korycinie, Konstancinie, czy innym Mielęcinie, z pewnością otrzaskałaby się z administracją na tyle, aby wiedzieć, że przed SKO to tak raczej średnio można sobie „wygrać”. Więcej – tam nie można wygrać, bo to postępowanie administracyjne zawsze kończy się decyzją. Jeśli Naczelna faktycznie miała przed nosem Mundkowy dokument, to pewnie stoi tam jak wół boldem napisane DECYZJA, co nijak ma się do słowa WYROK. To przed sądem można wygrać sprawę  i tych rzeczy, co jest „urząd”, a co jest „sąd” i co jest „decyzja”, a co jest „wyrok”, prosty czytelnik wiedzieć nie musi. A nasza pani Redaktor? Pani Redaktor powinna doczytać przedłożony jej przez p. Edumunda dokument, chyba że „Pomichowski wygrał” ważniejsze jest dla Naczelnej, niż ta jej, pożal się Boże, prawda i ten jej, pożal się Boże, warsztat. I to było po pierwsze.
   
   Po drugie. Nawet pobieżna lektura internetu wskazuje, że SKO, które  dla samorządów jest organem odwoławczym (art. 17 Kodeksu postępowania administracyjnego), może utrzymać zaskarżoną decyzję, uchylić ją lub umorzyć postępowanie(art. 138). Skoro SKO uchyliło decyzję, to na 108%, w porywach nawet 109, przekazało ją, bo taka jest praktyka, do ponownego rozpatrzenia przez urząd. Znakiem tego Pomichowski nic nie „wygrał”, tylko czeka na nową decyzję gminy. Jeżeli sprawa dotyczy podatków, to SKO mogło wydać decyzję (i tak najprawdopodobniej było) na podstawie art.  233 Ordynacji podatkowej, który jest toczka w kropkę i żywcem wzięty z zapisu w kodeksie.
Prosty czytelnik wiedzieć tego nie musi, bo prosty czytelnik ma wiedzieć, że schorowany Pomichowski człowiek wygrał ze złą gminą. Ciekawe, że Naczelna, tak rącza i prędka w publikowaniu kompromitujących gminę dokumentów, tego akurat „wyroku” nie opublikowała. Ciekawe, że tak nieprzejednany w ujawnianiu gminnych afer schorowany cukrzyk wypowiedzi wprawdzie udzielił, ale kwitu do publikacji nie dał. Odczuwam tu pewien niedosyt.  
   
   Po trzecie. Nawet pobieżna lektura artykułu, bez rozkładania go na części składowe,  świadczy, że nawet rozum Naczelnej nadal w rozkładzie. Popatrzmy gdzie przód, a gdzie tył i jak biedaczce nie wiąże się koniec z końcem:
Gmina nie ma już żadnych możliwości odwołania.” – woła czerwona pointa leadu, którą potwierdza i utwierdza drugi akapit: Pomichowski wygrał sprawę w całości, a SKO zamknęło gminie tryb odwoławczy.
   Jak z tym powiązać akapit ostatni, w którym Naczelna stwierdza, że jedyną drogą, jaka pozostała samorządowcom,  jest odwołanie się od „wyroku” SKO do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego? No więc nie ma ta gmina możliwości odwołania i SKO zamknęło gminie tryb odwoławczy, czy jedyną drogą jest odwołanie i ta droga pozostała samorządowcom?!
   Otóż Ona, Wielka Ona, Nasza Kochana Pani Redaktor, ma nie tylko tak, że pisze o tym, na czym się nie zna i dlatego jej się to pieprzy. Ona, otóż Ona, Nasza Kochana Pani Redaktor, nie tylko ogłoszenie o tym, że razem z synem poszukuje mieszkania potrafi napisać, ale nawet to, na czym kompletnie się nie zna, potrafi na dodatek jeszcze popieprzyć! Nie wierzycie? Nie? No to ostatnie zdanie artykułu przeczytajcie raz jeszcze:
„Jedyną drogą prawną, jaka pozostała naszym samorządowcom jest odwołanie się od wyroku SKO do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego.”
   
   Tak jest, SKO wydało… wyrok! I to jest afera, w której dokumenty dziennikarz społeczny powinien przekazać Rzeczpospolitej, żeby się posiłkowała.  Niech Ori(Ankę) poda jako źródło, bo to ona pierwsza opublikowała.I niech ona to wszystko potem osądzi, bo inaczej pozostanie niedosyt.