Strasznie długa musi być ta długa
kiełbacha. Tydzień i parę godzin temu (sobota, pół do czwartej) Naczelna
poinformowali całe swoje społeczeństwo obywatelskie, że pogłoski o Ich śmierci są przesadzone, po czym udali się na zasłużony wypoczynek. Żartobliwy ton
zapożyczonego od Marka Twaina aforyzmu (niedokładnie zapożyczonego i raczej
nieprawdziwego) nie przystaje jednak do rozmiarów tragedii. Naczelna,
genetyczna ochlokratka, która w marcu wyznaje, że cierpi na debilną i niczym nieuzasadnioną wiarę w demokrację, odwiesza społeczną misję na kołek i
jak jakaś, za przeproszeniem, pierwsza lepsza Anka, idzie sadzić jakieś kwiatki
i wędzić na jakimś ogrodowym ruszcie jakąś grillową, śląską, czy zwyczajną…
Straszne!
Jeszcze, zerwana nagłym telefonem
mieszkańca, zerwała się od grilla, i ucierając gębę z keczupu i musztardy, dowlokła
się do swojej firmy, aby donieść (sobota, za kwadrans ósma), że na Dworcowej kompletnie ciemny Egipt, ale nic już nie zmieni bolesnego faktu – po dwudziestu
latach tyrania, harówy, zapierniczu i wypruwania sobie żył, Naczelna sadzą
kwiatki, robią porządki i spotykają się ze znajomymi. Znajomym gratulujemy.
Wszystko powyższe może być, jak
to Naczelna lubią mówić (pisać), kompletnie bez sensu wobec zapowiedzi, że
urlop trwać ma tylko tydzień. Lada chwila Anka Grzybowska z Obserwatora wywalą na dzienne światło
kolejną sensację (śmieci – dwa razy droższe, ogrzewanie – osiem razy, a
podstawówkę połączą z PEC-em lub ZUK-iem) i wszystko wróci do normy. Czekając aż
się to pęto kiełbachy wreszcie wczoraj skończy, zauważmy tylko, że urlop
trwa(ł) prawie dwa tygodnie, bo o tym, że PO leci na pysk, a za nieodebrane
śmieci gmina zapłaci odszkodowania, doniosła w (odległy od soboty od dni pięć)
poniedziałek. Czekając więc na ten powrót, postarajmy się zachować odpowiedni
poziom (czyli raczej pion) i kulturę. A w kulturze wydarzyło się sporo ważnego,
o czym Naczelna – gminny krytyk, recenzent i glosator, donoszą z typowym dla Nich
znawstwem przedmiotu.
Pod koniec maja odbył się I
Festiwal Piosenek Agnieszki Osieckiej i Naczelna, nie tylko że pokusili się orecenzję, ale niczym sam Kim Ir Sen, mają wiele cennych rad i wskazówek. Oprócz
typowych dla Naczelnej spostrzeżeń wspobnych, typu:
„Przyznam, że byłam pod
wrażeniem” [festiwal],
„Przyznam, że Rodowicz mogła się
schować” [wykonanie Małgośki]
„Miałam wrażenie, ze doskonale
wie [wykonawczyni] dla kogo i dlaczego powstała ta piosenka.”* [Miasteczko
Bełz],
są również uwagi dla Naczelnej
raczej nietypowe, a przynajmniej nie narzucające się nachalnie i wprost z dotychczasowych
wydań Obserwatora. Być może dzięki pierwszemu festiwalowi piosenek Osieckiej,
następuje oto przełom i Naczelna objawia nam się w zupełnie innym, bo ludzkim,
świetle.
Czy niezrównana tropicielka
gminnych afer, przekrętów i sensacji znana była do tej pory komukolwiek jako
miłośniczka symetrycznej twarzy, słusznego wzrostu, wyrazistych oczu i dużego
podbródka? Czy którykolwiek z gminnych samców poczuł badawczy wzrok Naczelnej, gdy
Naczelna taksowali proporcję pomiędzy jego talią i brakami? Czy ktokolwiek
poczuł, że Naczelna macają wzrokiem jędrność jego pośladków i płaskość brzucha?
Czy ktoś przyzna się, że pozwolił Naczelnej zajrzeć sobie do paszczy, celem
zbadania, czy ma zdrowe siekacze, kły i trzonowce?
Takie zainteresowanie, wyjaśnijmy
to sobie, jest zupełnie normalne i Naczelna wcale nie odbiegają od średniej
statystycznej dla Ich przedziału wiekowego. Takie zainteresowanie budzi nawet
pewne nadzieje w związku z niżem demograficznym gnębiącym gminną oświatę. Takie
zainteresowanie pozwalałoby nawet sądzić, że Naczelna nie powiedzieli w „tych rzeczach”
ostatniego słowa i kto wie, czy wykpiona tu swego czasu różnica pomiędzy
„rodzic” i „rodzić”, nie świadczy, że jakiś bocian będzie miał jeszcze pełne
skrzydła roboty.
Problematyczne wydaje się jednak,
że (poza symetrią twarzy, płaskim brzuchem i zgrabnym tyłkiem) Naczelną mogą
również interesować takie atrybuty cudzych wdzięków, jak długie nogi i zaokrąglone
biodra… Wtedy brwi mimowolnie unoszą się nam do góry. Jeśli dodać jeszcze gęste
(raczej) włosy i pełne usta, to wzorzec urody według Naczelnej może nas
przyprawić nawet o dyskretne i zakłopotane chrząknięcie: bociany – zwijać
skrzydełka! Jeżeli dodamy do tego jeszcze młodość, zdrową skórę i wydatne
piersi, to poza chęcią przewracania ślepiami i kaszlu, powinniśmy jeszcze czuć
mrowienie na grzbiecie.
Czym jest seksapil, to właściwie
tak naprawdę nie wiadomo. Jest to pewien zespół cech (z akcentem na zespół i
włączeniem w to nawet zapachu i tembru głosu), które stanowią, że ludzie są dla
innych mniej lub bardziej fizycznie atrakcyjni. Jednej podobał się będzie żurnalowy
drągal z pełną testosteronu nogawicą, a innej –
cherlawy kurdupel z czołem wysokim od nosa aż do karku. Jednemu podobała
się będzie cycata i skłonna do nieopanowanego rżenia blond muza, innemu – cicha
i słabo uposażona z przodu i z tyłu myszka w okularach.
Czymkolwiek by ten seksapil nie
był, to zdaniem Naczelnej (obrończyni nidzkiej podstawówki), Diana (uczennica
nidzkiej podstawówki) go nie ma. Biedne dziecko. Diana wprawdzie ma talent i
świetny głos, jednak to za mało. Gdy dziewczynka (dziewczyna?, pannica?)
śpiewała, jako to „W splątanym gaju rąk i nóg szepczemy słowa święte”, ubrana
była w biała bluzeczkę, a należało ją wyrzucić… Gdy Diana śpiewała, jak to „W
czerwonym żarze rzewnych żądz płoniemy jak pochodnie”, ubrana była w czarną
spódniczkę, której również należało się pozbyć.
„To niesamowicie erotyczna
piosenka, a czarna spódniczka i biała bluzeczka do tej piosenki kompletnie nie
pasują.” – piszą Naczelna ze znawstwem i doradzają: „Diana, więcej odwagi,
jeteś świetna, masz co sprzedać, tylko wyrzuć tę spódniczkę i bluzeczkę. Jak
erotyzm, to erotyzm.”
Czy Diana z nidzkiej podstawówki
ma co sprzedać, to nas nie ciekawi, jednak ciekawi nas, co Naczelna
Obserwatora, przyjaciółka szkoły podstawowej, ma na myśli, że Diana „ma co
sprzedać”? Nie ciekawi nas, co ewentualnie Diana miała jeszcze pod białą
bluzeczką i czarną spódniczką, lecz ciekawi, czy bez tej rażącej oczy bieli i
czerni, widok Diany satysfakcjonowałaby Naczelną? Królowa wolnych mediów nie
mówią, w co Diana powinna była być odziana i czy w ogóle powinna była być
odziana w cokolwiek. Co znaczy to wezwanie Naczelnej w wypadku takiej Diany z
podstawówki, że jak erotyzm, to erotyzm? Diana poka cyce?!
Co również znaczy to wyznanie
Naczelnej, że Naczelna (znając siebie!) poszłaby na całość? Striptiz z
pantomimą? Naczelna w roli tancerki
go-go? No, mogłoby być ciekawie, jednak co na to mamusie tych biednych dzieciaczków,
na które czyhają rozwydrzeni chuligani z gimnazjum? I co powiedzą na to
przyjaciele szkoły z Radia Maryja i TV Trwam?
„Masz ten głos i tę odwagę, ale
bluzeczki zdecydowanie musisz się pozbyć.”, piszą Naczelna i zapowiada, że w
przyszłym roku uprosi Dianę o wykonanie Pornografii. Cóż, zanim Diana pokaże,
co ma pod bluzeczką, Naczelnej wystarczyć musi na razie obraz w lustrze i obrazy
dawnych mistrzów. Cycki jak ta lala! Rurę powinna sfinansować gmina.
* - Naczelna piszą: "To wyjątkowy tekst, kilka lat temu pisałam drobną pracę o jego genezie i wykonaniach." Szkoda, że ta drobna praca nie została jeszcze opublikowana. Ale będzie! Z pewnością będzie, tak jak ta zapowiadana książka Naczelnej (kryminał?) , która chyba już na dniach powinna trafić do księgarń.