No proszę! To ja, jak ta głupia, okulary kupuję specjalnie i bezsenne noce marnuję na czytanie Obsrywatora, pamiętników i blogów, żeby wykazać tę durnotę. Napinam się i natężam, żeby powyciągać dowody na braki w klepkach, króliki we łbie i ogólne wodogłowie. Ścigam i tropię tę Jej dziecinadę blagi i urojeń, łgarstwa i bujdy, żeby choć raz, zamiast straszenia sądem, pokazała swoje papiery.
Wszystkie te starania były (okazuje się) zupełnie niepotrzebne. Wystarczyło cierpliwie poczekać. Wystarczyło tylko wyjechać do sanatorium, a potem oddać wnukom, co im się od babci należy. Wystarczyło tylko spokojnie przypatrywać się, aż amok referendum obedrze Naczelną z resztek uświnionej togi senatora.
Że, czyli odwołajmy Opalacha. Potem pogadamy przeszedł właściwie bez echa – 24 zaledwie komentarze, to jak na możliwości objaśniania zarówno samej Ori(Anki), jak i politycznych strategów po obu (a może trzech, czy nawet czterech) stronach gminnej barykady, żenująco niewiele. Tymczasem Manifest wart jest głębszego namysłu, ponieważ w nim właśnie jest cała nasza Naczelna.
Jest w nim cały doktorat z socjologii i kawał antropologa kultury. Jest też chłód beznamiętnego obserwatora i dziennikarstwo najwyższej próby. Obok wykształcenia naszej uczonej i warsztatu naszej Naczelnej jest również jej wybitne zorientowanie w mechanizmach polityki (to te napisane programy), odwaga w prezentowaniu (skrywanych dotychczas?) własnych poglądów, Jej bezinteresowność, służebna rola wobec ludu pracującego i otwartość na dialog. Jest i propozycja dla przyszłych kandydatów, a także dusery i czułe słówka pod adresem mądrego społeczeństwa. Wszystko to wieńczy apel o cywilną odwagę i pójście na referendum. Jednym słowem – Manifest Styczniowy.
Prześledźmy, jak kombinuje i na wstępie zauważmy, że nawet metodę przyjęła Naczelna już wcześniej wypróbowaną – nie ona sama tak tutaj, ten tego…, tylko ze znajomym się zgadała o giełdzie i dzieleniu skóry na niedźwiedziu. Idzie sobie, powiedzmy, Naczelna po mleko do Biedronki. Idzie, w kieszeni moniaki przebiera i rachuje, czy na zupki w proszku to jej starczy, czy nie starczy? Właśnie pomyślała, że może by tak krupniku nagotować, gdy nagle drogę zaleciał Jej człowiek spokojny, sympatyczny i bardzo rozsądny. Ten człowiek zaczął z nią iść i jak tak sobie szli, to doszli do wspólnego wniosku…
Do różnych rzeczy ludzie wspólnie dochodzą, ale żeby dojść do wspólnego wniosku, że skoro mają swoje firmy, swoje życie i że nie chcą go zmieniać, to nie chcą zostać rzeczniczką! Tak jest i dosłownie – „że zostanie urzędnikiem gminnym nie jest naszym marzeniem”. Albo znajomy Naczelnej jest rzeczywiście szalenie spokojnym, sympatycznym i bardzo rozsądnym człowiekiem, albo My/Naczelna ma poważny problem z osobowością, a natrętne używanie liczby mnogiej jest tylko jednym z jego przejawów. Wszystkim niedowiarkom podaję dowód „Miejscowość w której awansem życiowym jest zostanie panienką od przekładania papierków tego nie pojmie. Jak to? Mamy możliwość wyrwania fuchy i ją odrzucamy?! Coś tu nie halo. To po prostu niemożliwe! A jednak - nie chcemy stanowisk, chcemy odwołania Opalacha.”
Tak więc apeluję:
Szanowna Miejscowościo! Pojmij wreszcie, że Naczelna i jej znajomy (ewentualnie My/Naczelna) wcale nie chcą zostać tą papierkową panienką! Oni mówią ci szczerze i wprost, że przez cały czas chcą tylko jednego – odwołania Opalacha.
Gdybyś jednak wątpiła i cień niedowierzania przebiega Ci przez twarz, to czytaj sam:
„Zarówno ja, jak i mój rozmówca popełniliśmy błąd i zagłosowaliśmy za obecnym burmistrzem, teraz chcemy ten błąd naprawić. Co ciekawsze - nie mamy w tym osobistego interesu. Dziwne, prawda?”
Kochana Miejscowościo! Ty sama se oceń, co tu jest dziwne – ta szczera bezinteresowność, czy atak cynicznej szczerości? Etyką dziennikarską Naczelnej można mościć wrogom gumofilce lub psom sienniki, jednak ten kto umie czytać, musi stanąć jak wryty. Oto „Będący nie do kupienia” Obserwator po raz kolejny wyznaje, że ma tylko jedną fiksację – odwołanie burmistrza, a reszta się nie liczy. Nie liczy się ani ta miejscowość, ani ta społeczność, do które My apelują. Kto nie wierzy – czyta dalej.
Naczelna nie mają swojego kandydata, a te nazwiska, co tłuką Ją po uszach, to jakieś takie „niezaspecjalne”. My chcą przeczytać wprzódy programy od deski do deski (wiadomo – ekspert) i wtedy dopiero może komuś dadzą. Aczkolwiek niekoniecznie. Jeszcze się pomyśli, jak otworzyć łamy, jak wyrównać szanse i jak za pośrednictwem Obserwatora prezentować kandydatów, ale tu wyraźnie Naczelnej już grdyka nie lata. Jej ręce się pocą tylko do odwołania i do referendum koniecznie trzeba iść blokiem. „To musi być monolit - jakie potem, po referendum padną kandydatury, to sprawa dalsza.” – pisze Naczelna i wyznaje, że nie rozumie tych podziałów. Dla Niej najważniejsze jest, żeby nie dzielić się przed referendum. Nie będziesz chciał Kowalskiego? No to na niego nie głosuj, ale teraz – wstań i idź! Bagnet na broń! Trzeba krwi!
Aby ta upragniona Opalachowa krew mogła wreszcie spłynąć, potrzeba Naczelnej szafotu referendum i dlatego włącza do swojego Manifestu „cukrowe mizianie” społeczeństwa. Początki Obserwatora (pisze) były trudne, bo całą wiedzę o urzędzie Naczelna musiała czerpać z Gminnego ABC i plotek na targu. Myśli tej dalej już nie rozwija, lecz samo ciśnie się pytanie, skąd dziś Naczelna czerpią wiedzę o urzędzie? Że co – ktoś donosi, czy jak?
Wiadomo natomiast skąd wziął się… „zalążek społeczeństwa obywatelskiego”! „Zalążek” wziął się z tego, że społeczeństwo zaczęło „najpierw dość nieśmiało, potem coraz ostrzej komentować gminną rzeczywistość”. Na forum ścierają się wprawdzie różne opcje… Nie, nie – to trzeba zacytować, bo tak to napisała doktor socjologii:
„Na naszym forum ścierają się różne opcje, staramy się to mieć pod względną kontrolą, bo często emocje biorą górę i posty są po prostu niecenzuralne. Okazało się, że Państwo - nasi Czytelnicy - jesteście bardzo silni. Nie my - ja, Jacek, czy nasi współpracownicy - tylko Wy. To Wy kontrolujecie w tej chwili władzę, my dajemy Wam jedynie mały wycinek Internetu. To, co dzieje się w tej chwili to Wasze zwycięstwo, ogromne, bo im mniejsza społeczność, tym trudniej bez obaw napisać o tym, co naprawdę ważne.”
I to jest prawdziwa bomba – socjolog i antropolog kultury urodziła myśl, że niepodpisane chamstwo, kłamstwo i plotka przyczyniają się do tworzenia społeczeństwa obywatelskiego! Jak słodko… Więcej – to, co się w tej chwili wyprawia w naszej gminie, to jest Wasze zwycięstwo, a Czytelnicy są bardzo silni. Jak cukrowo… To nie Ona, nie Jacek i nie współpracownicy, tylko Wy kontrolujecie władzę. Miziu-miziu…
Oświadczam więc, ja – stara ropucha, że nie życzę sobie być straszona prokuratorem, ponieważ wszystkie moje prztyczki w ten Naczelny pusty łeb są przyczynkiem do zalążka społeczeństwa obywatelskiego, a wszystkie wpisy Anonimowych są takim samym zalążkiem, jak u Niej. Tu też się można wypróżniać, a ja daję Wam jedynie mały wycinek… papieru?
W następnym akapicie Naczelna drukuje wynik – frekwencja, frekwencja i jeszcze raz: do urn! Nie kochasz Opalacha? – chodź z nami! Kochasz go? – no to chodź i zagłosuj sobie, że kochasz, ale chodź! Chodź koniecznie!
Od tego przebierania nogami do referendum, Naczelną tak przyparło, że aż narobiła we własny tekst. Ledwie skończyła społeczeństwu obywatelskiemu cukrzyć i je miziać, a już je wyzywa:
„Jak sami Państwo doskonale wiedzą, ludzie, którzy namawiają do bojkotu referendum są idiotami(...)”. Ot, taki kleksik rzadki z nogawicy się wypsnął… Bywa. Prawdziwa jednak sraka z obu nogawek na raz dopiero zwieńczy Jej Manifest:
„Jeszcze rok temu podstawą kampanii wyborczej była pani Krysia, Mania czy Frania rozdające ulotki i biegające od mieszkania do mieszkania. Czasy się zmieniły. Teraz kampanię wygrywamy (albo przegrywamy) mediami.”
Kto wątpił, że Naczelna może w tej kampanii nie stawiać na media, kto spodziewał się, że Polsat i TVN same z siebie interesują się wewnętrznymi problemami jakiegoś zapyziałego „społeczeństwa obywatelskiego”, ten może śmiało podziękować wolnej prasie. Wreszcie jesteśmy sławni. Bo to nie jest jakaś teoretyczna kobyła Monteskiusza i krowa Kalego, ochlokratka, Nikodema i Sapieżanka. To jest człowiek z krwi i kości. Człowiek, który bardzo nienawidzi i tę nienawiść chce wygrać mediami.
Nie pytajcie naszego Stratega o to, co będzie po referendum. Odpowie, że nie ważne. Potem pogadamy. Się zobaczy.